Dwa tygodnie temu przedstawiciele resortu finansów twierdzili, że w maju inflacja spadła do 3,4 proc., ale zdaniem wielu ekonomistów ten szacunek będzie podniesiony. Z ankiety „Rz” wynika, że roczna inflacja w ubiegłym miesiącu wyniosła 3,7 proc. To efekt wzrostu cen żywności, a ceny towarów podnosił też słaby złoty.
– Patrząc na kursy euro czy dolara sprzed roku, można wysnuć wniosek, że wpływ słabego złotego na import będzie nadal widoczny – uważa Tomasz Kaczor, ekonomista BGK. Jego zdaniem ceny w maju wzrosły o 4 proc.
Innego zdania jest Ernest Pytlarczyk z BRE Banku. – Ceny rosły wolniej, bo wolniej drożała żywność – mówi. To, ile kosztowała i będzie kosztować żywność, to największy element niepewności w inflacyjnej układance. – Dane o przezimowaniu upraw były dobre, choć niepokojące były niewielkie opady pod koniec marca i w kwietniu. Ale z ocenami zbiorów trzeba się wstrzymać aż do szacunków Ministerstwa Rolnictwa, które zostaną opublikowane za miesiąc – mówi Mateusz Mokrogulski, ekonomista BGŻ.
Prognozy poszczególnych ekonomistów dotyczące przyszłej inflacji bardziej się różnią. Część oczekuje spadku do poziomu celu Rady Polityki Pieniężnej (2,5 proc.) na koniec roku, inni widzą małe szanse na obniżenie tempa wzrostu cen poniżej 3 proc. – Spadek inflacji będą hamować podwyżki cen regulowanych w tym roku. One będą wpływały na tempo wzrostu cen do końca roku – przekonuje Ernest Pytlarczyk.
Ale zdaniem Tomasza Kaczora to niski popyt pociągnie wskaźnik inflacji w dół. – To, że z popytem konsumpcyjnym jest kiepsko, widzieliśmy w piątkowych danych o PKB. Firmy mogą próbować utrzymywać ceny, ale przez najwyżej trzy – cztery miesiące – dodaje.