Na 11 marca zapowiedziano szczyt strefy euro, który może się stać początkiem głębszej integracji w gronie 17 państw. To dalszy ciąg niemiecko-francuskiego paktu dla konkurencyjności ogłoszonego na początku lutego. Polska ma nadzieje, że do takiej eurointegracji nie dojdzie.
– Szczyt będzie się zajmował tematami, które są zastrzeżone dla strefy euro. Decyzje, które miałyby dotyczyć zarządzania gospodarczego, będą podejmowane na posiedzeniu Rady Europejskiej (24 – 25 marca – red.) – mówił wczoraj z przekonaniem Mikołaj Dowgielewicz, sekretarz stanu w MSZ, który prowadził w Brukseli konsultacje w tej sprawie. Polska zapewnia, że nie ma nic przeciwko ściślejszej koordynacji gospodarczej, ale albo w całej UE, albo w gronie państw zainteresowanych.
Rząd przygotował dokument z propozycjami, który wczoraj przekazano unijnym partnerom. W tekście znalazł się apel o współpracę na podstawie wcześniej przedstawionych propozycji Brukseli, ewentualnie poprzez wykorzystanie tzw. mechanizmu wzmocnionej współpracy. To zapis, który pozwala grupie państw, po spełnieniu określonych warunków, iść dalej w procesie integracji.
Polska chwali się też konstytucyjnym limitem długu publicznego, bo podobny Niemcy chcieliby wprowadzić na poziomie unijnym lub przynajmniej strefy euro. Obiecuje też aktywne działania na drodze do harmonizacji podatków, zapowiadając, że w czasie polskiego przewodnictwa w drugiej połowie roku może forsować wspólną tzw. bazę podatkową. Nie chce tego Irlandia, która się obawia, że będzie to wstęp do wspólnych stawek podatkowych, a to oznaczałoby koniec raju dla firm na Zielonej Wyspie. Rząd przyklasnął również niemieckiemu pomysłowi reformy systemów emerytalnych.