Ponad 300 mld dol. przeznaczył centralny Bank Japonii (BoJ) na ratowanie gospodarki po trzęsieniu ziemi i tsunami. To dwudziestokrotnie więcej, niż oczekiwali ekonomiści jeszcze w niedzielę. Z tej kwoty 183 mld dol. to pieniądze wpompowane w system bankowy, a 122 mld przeznaczone zostały na skup wszystkich ryzykownych papierów, które mogłyby jeszcze bardziej skomplikować sytuację na rynkach.
– To nieszczęście z pewnością obniży wzrost gospodarczy, więc BoJ postanowił zapobiec deflacji właśnie poprzez dodatkowe fundusze dla rynku międzybankowego – mówił Tomo Kinoshita z banku Nomura.
Obawy o wzrost długu
Premier Japonii Naoto Kan ujawnił, że rząd planuje stworzenie dodatkowego budżetu, który opłaciłby koszty odbudowy kraju. Ta zapowiedź spotkała się z nerwową reakcją ze strony agencji oceny wiarygodności kredytowej, ponieważ japoński dług publiczny już teraz dwukrotnie przekracza PKB. Moody's stwierdziła, że kraj ten może przekroczyć „punkt krytyczny", kiedy inwestorzy stracą zaufanie co do solidności jego finansów publicznych.
Wyceny kosztów tragedii rosną błyskawicznie. Jeszcze podczas weekendu szacowano, że będzie to ok. 50 mld dol. Teraz wiadomo, że kwota wyniesie przynajmniej 170 mld, być może nawet o kilkanaście miliardów więcej, czyli ubiegłotygodniowe trzęsienie ziemi i tsunami, jakie po nim nastąpiło, będą dla Japonii bardziej kosztowne niż odbudowa kraju po trzęsieniu ziemi w Kobe w 1995 roku.
Ekonomiści wskazują, że odbudowa przyczyni się do ożywienia gospodarczego w drugiej połowie roku. W krótkim terminie dojdzie jednak do spadku PKB przez co najmniej jeden kwartał. Analitycy francuskiego Societe Generale twierdzą, że wszystkie następstwa trzęsienia ziemi mogą doprowadzić w tym roku do obniżenia tempa wzrostu japońskiego PKB o 1 pkt proc.