– Euro jest nie do cofnięcia, w tym sensie, że jest to najbardziej stabilna waluta, jaką Europa kiedykolwiek widziała. Nawet nie myślę, że strefa euro może się rozpaść za mojego życia. Przewiduję, że w ciągu kilku lat powiększy się ona do 24–25 państw – twierdzi Alexander Stubb, fiński minister ds. europejskich.
Kryzys w strefie euro nie zabił więc całkiem entuzjazmu niektórych decydentów dla wspólnej waluty. Choć w słowach ministra Stubba wyraźnie czuć przesadę, to są kraje, które mimo poważnych zawirowań w unii walutowej wciąż są chętne, by przyjąć euro.
Bałtycki przykład
Strefa euro liczy obecnie 17 państw. Jej najmłodszym członkiem jest Estonia – należąca do klubu od 2011 r. Następnym krajem, który przystąpi do unii walutowej, będzie najprawdopodobniej jej południowy sąsiad, czyli Łotwa. – Spełniamy już wszystkie kryteria, by przyjąć euro – mówił w lutym 2013 r. łotewski premier Valdis Dombrovskis. W zeszłym roku deficyt finansów publicznych Łotwy wyniósł zaledwie 1,2 proc. PKB, a dług publiczny 40,7 proc. PKB. Łotwa już od 2005 r. jest objęta mechanizmem kursowym ERM2. Kraj ten przeszedł w ostatnich latach przez trudne reformy fiskalne i jest często wskazywany jako wzór dla innych w przezwyciężaniu kryzysu.
– Łotwa jest przykładem kraju, który szybko poradził sobie z dwoma największymi problemami trapiącymi pogrążone w kryzysie kraje Europy, czyli ze spadkiem konkurencyjności oraz skutkami pęknięcia baniek spekulacyjnych. Państwo to jest teraz w lepszej kondycji niż wiele gospodarek, które były w lepszym stanie, gdy się zaczynał kryzys, ale zaniedbały reformy poprawiające konkurencyjność – uważa Frederik Erixon, dyrektor w brukselskim think-tanku European Centre for International Political Economy.
Raport o konwergencji mówiący o gotowości Łotwy do przystąpienia do unii walutowej ma być gotowy w czerwcu. Rząd w Rydze spodziewa się, że 1 stycznia 2014 r. Łotwa stanie się 18 członkiem strefy euro.