Dane te znajdowały się w internecie od co najmniej 2011 r., można je było znaleźć za pomocą wyszukiwarki Google a zostały usunięte dopiero w poniedziałek, po tym jak "Financial Times" zwrócił uwagę agencji Bloomberga na ten problem. Większość informacji, które wyciekły to  wymiana korespondencji między traderami a także między bankami oraz ich klientami. Można było tam znaleźć informacje o konkretnych transakcjach oraz prywatne dane kontaktowe traderów.

Wiadomości przesyłane za pomocą terminali Bloomberga były od wielu lat uznawane przez finansistów za bezpieczną i pewną formę komunikacji. Używano tego systemu jeszcze na długo zanim rozpowszechniły się emaile. Teraz wiarygodność Bloomberga została wystawiona na szwank. To kolejny cios dla agencji, która musiała się w ostatnich dniach tłumaczyć ze szpiegowania użytkowników swoich terminali.

Jak mogło dojść do wycieku? Wiadomości, które przeciekły były według agencji Bloomberga gromadzone za zgodą klientów w ramach projektu mającego usprawnić działanie systemu. Prowadzono badania nad śledzeniem cen instrumentów finansowych na rynku pozagiełdowym (OTC) i w tym celu algorytmy komputerowe Bloomberga przeszukiwały wiadomości użytkowników terminali dostarczone w ramach tego projektu. Winny wycieku miał być Steve Raaen, który przestał pracować dla Bloomberga w 2011 r. Prawdopodobnie przeciek nie był intencjonalny. Raaen umieścił dane na stronie, która nie była wystarczająco zabezpieczona.