Aby spłacić 3,1 mld dol. tegorocznych odsetek od zagranicznych kredytów, białoruskie władze muszą się znowu zapożyczyć. Transza 800 mln dol. z funduszu antykryzysowego Wspólnoty Euroazjatyckiej (byłe republiki radzieckie), to za mało. Dojdzie 400 mln dol., które chce pożyczyć ministerstwo finansów, ale to wciąż nawet nie połowa zobowiązań.
Eksperci, cytowani przez portal Karta99, są zdania, że Białoruś chce zdobyć potrzebne środki, emitując nowe obligacje na rynku krajowym i zagranicznym. Tym sposobem w I półroczu rząd ściągnął z białoruskiego rynku 583 mln dol. (emisja obligacji walutowych). W planach jest do końca roku druga krajowa emisja na kwotę 0,5 mld dol.
Na podobne powodzenie Białoruś liczy też przy planowanej emisji euroobligacji. Nie może bowiem liczyć na kolejną pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Władze nie wykonują żadnych zalecanych przez fundusz reform wolnorynkowych. Eksperci są zdania, że w najbliższych latach nie ma co oczekiwać prywatyzacji zdominowanej przez własność państwową, białoruskiej gospodarki, na jasnych i przejrzystych zasadach rynkowych.
Na początek kwietnia (ostatnie dane Banku Białorusi) dług kraju wynosił 34,5 mld dol. z czego 12,8 mld dol. to zobowiązania państwa.