Chodzi o branżę zarządzania aktywami (asset management), której klienci powierzyli już około 60 bilionów dolarów, a do 2020 roku ta góra pieniędzy może urosnąć do ponad 100 bilionów dolarów, przewiduje firma doradcza PricewaterhouseCoopers.
Główną siłą napędową według niej będą wschodzące gospodarki, w szczególności zaś Azja. Barry Benjamin z PwC uważa, że wzrost gospodarczy na emerging markets będą stymulowały zmiany demograficzne.
Dalszy wzrost w Chinach i innych azjatyckich gospodarkach stworzy wyzwania dla tych, którzy muszą się nauczyć jak tam inwestować i okazje dla już to potrafiącego profesjonalisty. - Tak na dobrą sprawę osoby indywidualne w tych krajach jeszcze nie mają ani planów emerytalnych ani też powiększania zamożności - wskazuje Benjamin. Podkreśla, że Zachód doświadczył nie tylko państwowych planów emerytalnych, ale także korporacyjnych, które według niego dobiegają końca. Natomiast kraje azjatyckie usilnie pracują nad tym jak zachęcić obywateli do powiększania własnego majątku. O skali potencjalnego popytu na usługi profesjonalistów inwestycyjnych niech świadczą liczby.
W 2013 r. grono miliarderów na świecie rozrosło się o 3,7 proc. do rekordowej liczby 2170, a w samej Azji ich majątek powiększył się o 13 proc., wynika z danych Wealth-X i UBS Billionaire Census. Jeśli obecne tempo w Azji utrzyma się to w ciągu pięciu lat bogacze z tego kontynentu będą się plasować na czołowych miejscach w globalnych rankingach bogactwa.
Od 2009 r. pojawiło się 810 nowych miliarderów a spośród nich wielu zawdzięcza swoje fortuny bankom centralnym, zwłaszcza zaś amerykańskiej Rezerwie Federalnej. Globalny kryzys finansowy skłonił je do bezprecedensowo łagodnej polityki pieniężnej. Bank centralny USA nie tylko obniżył stopy procentowe do zerowego poziomu, ale m.in. skupując z rynku papiery dłużne powiększył swój bilans do ponad 4 bilionów dolarów. W wyniku tej polityki majątek miliarderów powiększył się z 3,1 biliona dolarów do 6,5 bln. Są więc powody, by zarządzający pieniędzmi zacierali dłonie.