Pod względem poziomu konsumpcji na mieszkańca (uwzględniając różnice w cenach) jesteśmy wyżej niż wszystkie kraje regionu, poza Litwą i Słowenią. Polak na bieżące wydatki przeznacza już niemal trzy czwarte tego co przeciętny mieszkaniec Unii Europejskiej. Takie są szacunki Eurostatu na podstawie danych za ubiegły rok. W ciągu roku awansowaliśmy o trzy pozycje.
Wysoki poziom konsumpcji niekoniecznie świadczy jednak o bogactwie. Przykładowo, Czesi przejadają nieco mniej niż Polacy, ale ich PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca, z uwzględnieniem siły nabywczej, to 80 proc. unijnej średniej. A my, choć wydajemy prawie tyle samo, co mieszkańcy Portugalii, Litwy czy Słowenii, to jeśli chodzi o zamożność, jesteśmy w ogonie Europy. Wartość PKB na mieszkańca w Polsce wynosi 68 proc. unijnej średniej i w porównaniu z 2012 r. jesteśmy wyżej o dwie pozycje. Biedniejszych od nas jest tylko pięć innych krajów Unii Europejskiej.
Nadrabiamy zaległości
– Polacy ciągle czują potrzebę nadrabiania zaległości konsumpcyjnych. Oceniamy nasz dobrobyt przez pryzmat tego, na ile możemy sobie pozwolić, a ponieważ przez lata byliśmy pozbawieni tej możliwości, teraz chcemy podnieść jakość swojego życia – tłumaczy Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan.
– Polacy mają wysokie aspiracje konsumpcyjne. Mimo że zarabiamy mniej niż Niemcy czy Francuzi, to chcielibyśmy mieć tyle samo co oni. To ma swoje wady i zalety – przyznaje Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
Spożycie gospodarstw domowych tworzy ok. 60 proc. PKB naszego kraju, więc dopóki kupujemy, nasza gospodarka rośnie. Problem polega na tym, że dużą część zarobków wydajemy na podstawowe potrzeby, czyli na jedzenie czy utrzymanie mieszkania, a nie na inwestycje, które w dłuższej perspektywie budują naszą zamożność.