Przez trzy tygodnie października trwało wycofywanie pieniędzy z międzynarodowych funduszy lokujących na rosyjskim rynku. Od początku stycznia inwestorzy wycofali 1,3 mld dol., a w ciągu roku fundusze straciły 2,7 mld dol., czyli 4,4 proc.
To niby niezbyt wiele, ale równolegle trwa wielka ucieczka firm i zwykłych obywateli Rosji od słabnącego rubla. Bank centralny usiłuje ją powstrzymać, rzucając na rynek część rezerw walutowych, które topnieją jak lód na słońcu. Od początku roku zmniejszyły się o blisko 66 mld dol. Na 17 października oficjalny stan rezerw Rosji spadł do 443,5 mld dol., poziomu z marca 2010 r.
Wrogowie Putina
– Każde 10 mld dol. wywiezione z Federacji to spowolnienie wzrostu gospodarczego o 0,2 proc. – policzył cytowany przez „Die Welt" Aleksiej Diewiatow, strateg walutowy banku prywatnego Uralsib.
Inwestorzy podkreślają, że wycofują kapitał nie tylko z powodu słabnącego rubla, sankcji czy konfliktu z Ukrainą, ale też z obawy przed powrotem putinowskiej autokracji. Rosyjscy eksperci z kolei podkreślają, że największym wrogiem Putina są dziś „spekulanci", którzy zepchnęli rubla na samo dno – w październiku padły psychologiczne bariery 40 rubli za dolara i 50 za euro.
Narodowa waluta od początku roku potaniała o jedną czwartą, tymczasem spadek wartości o ponad 20 proc. w 12 miesięcy uważa się za kryzys walutowy.