Wprawdzie od rana słabł złoty i taniały polskie obligacje, ale tylko nieznacznie.
Około południa za euro było trzeba zapłacić około 4,26 zł, czyli o 0,25 proc. więcej, niż w piątek. Z kolei rentowność (porusza się w kierunku odwrotnym do ceny) 10-letnich obligacji skarbowych Polski była o zaledwie 0,03 pkt proc. wyższa, niż na zamknięciu ostatniej sesji przed wyborami.
- Rynki były dobrze przygotowane na taki wynik wyborów od czasu, gdy majowe wybory prezydenckie niespodziewanie wygrał Andrzej Duda – napisał w komentarzu Ilan Solot, analityk banku inwestycyjnego Brown Brothers Harriman.
Przed niedzielnymi wyborami wśród komentatorów przeważał pogląd, że największą zmiennością na rynkach poskutkowałby taki uch wynik, który stwarzałby ryzyko, że będzie trzeba je rozpisać jeszcze raz. Tak mogłoby się stać np. wtedy, gdyby PiS wygrał niewielką przewagą głosów.
Część ekonomistów wskazywała jednak, że zdecydowane zwycięstwo PiS, dające tej partii bezwzględną większość w parlamencie, też doprowadziłoby do osłabienia złotego i wyprzedaży polskich obligacji. Miałaby to być reakcja na perspektywę łagodniejszej polityki pieniężnej oraz większego deficytu budżetowego pod rządami PiS. Tak się jednak nie stało.