To bezprecedensowa decyzja. Gdy kina są zamknięte, filmowcy szukają dla swoich filmów innych kanałów dotarcia do widzów. Ledwie po tygodniu wyświetlania „Sali samobójców. Hejtera" Jana Komasy dystrybutor i producenci zdecydowali się rozpowszechniać film w Player.pl oraz Canal+ Polska. Teraz w Netflixie można oglądać „W lesie dziś nie zaśnie nikt" Bartosza Kowalskiego. Pierwotnie miał wejść do kin 13 marca, a do premiery w sieci miał jeszcze długą drogę. Pandemia wszystko zmieniła. Debiutuje w streamingu.
Wstydliwa fascynacja
– Nie wyobrażam sobie, jak będą funkcjonować filmy, gdy kina się otworzą – mówi producent Jan Kwieciński. – Kiedy i jak trafią na ekran? Będzie wtedy długa kolejka tytułów czekających na premierę. Wszyscy poniesiemy straty. Dlatego zdecydowaliśmy się nie czekać, lecz udostępnić film widzom poprzez platformę streamingową. To dla nas ważny i wyjątkowy krok.
Premiera jest ważna, bo reżyser Bartosz Kowalski to autor znakomitego „Placu zabaw", zaś „W lesie dziś nie zaśnie nikt" to pierwszy polski „slasher" – horror, w którym znikają kolejni bohaterowie.
Zaczyna się spokojnie, choć dziś paradoksalnie. Młodzi ludzie zjeżdżają się na obóz, podczas którego mają się leczyć z uzależnienia od komórek, komputerów, internetu. Dostają pierwszy warunek: trzeba oddać telefony i tablety. Potem, pod opieką przewodnika, kilkuosobowe grupy ruszają w las. I muszą w nim przetrwać.
Kamera towarzyszy jednej z takich grup. Pierwszy wieczór niczego złego nie zwiastuje. Przewodniczka jest energiczna i silna, piątka młodych ludzi poznaje się, zaczynają ich łączyć wzajemne sympatie i antypatie. Jest wśród nich grubas, z którego można się podśmiewać, seksowna piękność i dziewczyna, która ukrywa tajemnicę przeżytej tragedii. Najważniejsze okazuje się to, że wyprawa, która miała przypominać survivalowy obóz harcerski, zamienia się w koszmar.