[b]W "Braciach Karamazow" nie ma typowego dla czeskich reżyserów poczucia humoru ani obserwacji codziennego życia, jak choćby w "Samotnych", do których napisał pan scenariusz, w "Guzikowcach" czy "Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie". [/b]
[b]Petr Zelenka:[/b] Na wieść o tym, że przygotowuję się do nakręcenia "Braci Karamazow", moi znajomi pukali się w głowę. Uważali, że to szalony pomysł. I mieli swoje racje. To przedsięwzięcie niosło nie tylko ryzyko artystyczne, ale i finansowe. Zresztą Czesi odwrócili się od "Braci Karamazow". Popularne komedie osiągają u nas milionową frekwencję, mój film obejrzało 50 tysięcy osób. Moi rodacy mają gdzieś tragedie i debaty na temat Boga i moralności. I lubią happy endy, czego tym razem nie mogłem im zaoferować.
[b]Zaproponował pan udział w filmie aktorom, którzy "Braci Karamazow" grali na scenie od ośmiu lat. Nie bał się pan ich rutyny? [/b]
Nie, bo są świetnymi artystami. To raczej oni mieli wątpliwości. Nie wierzyli, że przeniesienie sztuki na ekran może się udać.
[b]Ten film jest także o nich. [/b]