Superman klasyczny, queerowy, sowiecki... Czy w epoce cyfrowej istnieją wspólne wartości?
Superman był kiedyś bohaterem przyszłości. Dziś coraz częściej jest ofiarą teraźniejszości. W epoce, w której każda ikona musi się opowiedzieć po którejś stronie ideologicznej barykady, Człowiek ze Stali znalazł się w niewygodnej pozycji: zbyt szlachetny dla cyników, zbyt konserwatywny dla progresistów, zbyt „globalny” dla nacjonalistów, zbyt „amerykański” dla reszty świata. A jednak wciąż obecny jako figura, której nie da się tak po prostu wymazać. Ale też nie da się jej już jednoznacznie zinterpretować.
Kultura memiczna, ironiczna, błyskawiczna, żądna uproszczeń, potraktowała Supermana jako neutralny rekwizyt, który można dowolnie przebrać i przypisać mu każdą treść. Superman jako premier, Superman jako „agent Sorosa”, Superman z tęczową peleryną lub z „czapką MAGA”. Im silniejszy był pierwotny mit, tym bardziej elastyczny stał się w cyberkulturze. To już nie opowieść – to materiał do remiksu. I właśnie w tym punkcie ujawnia się głębszy problem: czy mit, który ma łączyć, może funkcjonować w kulturze, która żywi się podziałem? Czy peleryna może jeszcze unieść ciężar wspólnego kodu moralnego, jeśli każda wersja Supermana – ta klasyczna, ta queerowa, ta sowiecka, ta afroamerykańska – staje się natychmiast punktem zapalnym? To nie tylko pytanie o komiks. To pytanie o warunki istnienia wartości wspólnych w epoce cyfrowej.
Marc DiPaolo, Glen Weldon, Roy Schwartz – wszyscy piszą o tym samym z różnych perspektyw: Superman to zwierciadło, w którym odbija się nie to, jacy jesteśmy, lecz jacy chcielibyśmy być. Problem zaczyna się wtedy, gdy odbiorcy nie potrafią już uzgodnić, co to znaczy „dobry człowiek”. Gdy empatia bywa uznawana za słabość, a bezstronność za zdradę. Dawniej Superman był figurą konsensusu. Nawet jeśli naiwną, to potrzebną. Dziś działa bardziej jak papierek lakmusowy wojny kulturowej. Dla jednych zdradzona ikona męskości, siły i narodowej dumy. Dla innych przestrzeń inkluzji, przebudowy mitu, gest solidarności z tymi, których dotąd nie było w narracji. I właśnie dlatego nie ma już jednego Supermana. Każda jego wersja to deklaracja – estetyczna, polityczna, emocjonalna.
W tym sensie żyjemy w epoce postsupermana. Epilogu mitu. Nie dlatego, że ten mit umarł, lecz dlatego, że przestał być niepodzielny. Nie łączy już, lecz różnicuje. A to, co miało być symbolem jedności, stało się narzędziem selekcji. Czy to znaczy, że trzeba zrezygnować z takich postaci? A może wręcz przeciwnie trzeba je zrewidować i od nowa zbudować ich znaczenie? Może peleryna już nie musi być znakiem jedynej siły, ale materiałem, z którego każdy może uszyć swoją wersję odwagi?
Czy postać Supermana ma jeszcze sens? Do jednego nadal jest potrzebna
Peleryna Supermana była kiedyś czysta jak amerykański mit – czerwona, lśniąca, nieskazitelna. Dziś ma już wiele kolorów. Bywa tęczowa, bywa czarna, bywa przetarta przez memy i przemalowana przez aktywistów, polityków, marketingowców. I choć straciła swój pierwotny blask, nie przestała być nośnikiem nadziei, tylko że ta nadzieja nie jest już jednolita, ale zindywidualizowana, fragmentaryczna, pełna niepokoju.
Superman nie może już być bohaterem jednego społeczeństwa, jednej idei, jednej Ameryki. I może dobrze. Bo świata, który takiego bohatera potrzebował, z jasnym podziałem na dobro i zło, z identyfikacją narodową jako warunkiem moralności, już nie ma. Jest za to przestrzeń, w której pytanie o wspólne wartości nadal wybrzmiewa, tyle że nie w kongresie czy w kinie, ale w debacie o tym, czy opowieści potrafią nas jeszcze jednoczyć.
Superman to dzisiaj nie odpowiedź – to test. Na tolerancję, na empatię, na gotowość do słuchania, a nie narzucania. I choć wielu chciałoby go zamknąć w jednej wersji – tej „właściwej”, oryginalnej, z amerykańską flagą w tle, on uparcie powraca w nowych formach. Nie jako produkt popkultury, ale jako projekt moralny, który ciągle wymaga aktualizacji.
Peleryna może zmienić kolor. Logo na piersi może zyskać nowe znaczenie. Ale dopóki istnieje postać, która mówi: „Jeśli możesz coś zrobić, żeby świat był choć odrobinę lepszy – zrób to”, dopóty Superman ma sens. Może nie taki, jak dawniej. Może trudniejszy, bardziej kontrowersyjny, mniej efektowny, ale nadal potrzebny.
Bo nawet jeśli nie potrafi już unieść świata na swoich barkach, to nadal może, choćby przez chwilę, unieść nasze spojrzenie ku lepszemu jutru.
Michał Chudoliński
Krytyk komiksowy i filmowy, scenarzysta, konsultant scenarzystów filmowych. Prowadzi zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej na Uniwersytecie Civitas. Laureat Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.