Wieczór był "wielkim pakietem stymulującym Hollywood" – uznał wczoraj "The New York Times", nawiązując do słynnego programu Baracka Obamy, mającego pobudzić gospodarkę w USA. Jak pisze dziennik, "Avatar" ze swoim gigantycznym budżetem był największym "projektem robót publicznych", trójwymiarową agencją do walki z bezrobociem. Lecz choć jego realizacja kosztowała 300 mln dolarów, a film okazał się olbrzymim kasowym przebojem, zdobył tylko trzy drugorzędne nagrody.
Tymczasem "Hurt Locker" kosztował zaledwie 11 mln dolarów. Jak podkreśla "The Wall Street Journal", po tej walce Dawida z Goliatem "Hurt Locker" przejdzie do historii jako najtańszy film, który zdobył Oscara.
Według Amy Argetsinger z "Washington Post" wydawało się, że "Avatar" jest niezagrożonym faworytem. Gdy jednak Amerykańska Akademia Filmowa zdecydowała się podwoić liczbę nominacji do dziesięciu, aby przyciągnąć przed ekrany większą liczbę telewidzów, szala zwycięstwa przechyliła się w stronę niezależnego filmu.
W opinii ABC News "Hurt Locker" "obalił stereotyp, że filmy o Iraku nie mogą odnieść sukcesu". "Los Angeles Times" przypomina zaś o aferze związanej z producentem tego filmu Nicolasem Chartierem, który rozesłał e-maile do przyjaciół i kolegów z branży, sugerując, by głosowali na "Hurt Lockera", a nie na "Avatara". Ponieważ regulamin zabrania negatywnych działań promocyjnych, Chartier musiał wszystkich przeprosić i oddać swoje bilety na galę.
Spodobało się natomiast, że Kathryn Bigelow i scenarzysta Mark Boal dedykowali swoje nagrody wciąż walczącym na wojnie w Iraku i Afganistanie amerykańskim żołnierzom. Gerard Baker – komentator "The Wall Street Journal" – cieszył się zaś, że w tym roku gwiazdy Hollywood nie poświęcały swoich przemówień głoszeniu programów politycznych – potępianiu kapitalizmu i konserwatystów ani też wychwalaniu Baracka Obamy.