Jest człowiekiem, który zawsze budził respekt i szacunek – powiedział mi kiedyś o Edwardzie Żebrowskim Wojciech Marczewski. – Wokół zmieniają się mody i trendy, a on pozostaje taki sam. W czasach, w których zszarzały i wykruszyły się autorytety, jest i dla nas, i dla młodych niemal wyrocznią. Jak ktoś napisze scenariusz, to on go pierwszy dostaje do czytania.
Łączyła go głęboka przyjaźń ze Stanisławem Różewiczem. Może dlatego, że do siebie zawsze byli podobni: nie dawało się nimi manipulować. Na wsi patrzę czasem na drzewa, które wiosną wypuszczają listki. Kiedy się trochę ociepla, wszystkie są już zielone, tylko stary dąb czeka, nie daje się oszukać pierwszym promieniom słońca. Dlatego nigdy nie zaskakują go wracające mrozy. Dla mnie Edward ma w sobie coś z takiego mądrego dębu.
[srodtytul]Barwne zabawy w szarym PRL[/srodtytul]
Edward Żebrowski. Humanista pochodzący z rodziny o inteligenckich tradycjach. W młodości przyjaźnił się z Markiem Hłaską, Ireneuszem Iredyńskim. Sam też pisał. I żył kolorowo. Razem z przyjaciółmi biesiadowali w knajpach i odbywali – jak to określał Iredyński – „alkoholowe rekolekcje”.
– Wspominam te lata z rozrzewnieniem – mówi. – Staraliśmy się barwnie przeżywać młodość. Nasze szaleństwa były próbą buntu, ucieczką od szarości PRL.