Jego bohaterów – dwóch opryszków i bandytów Butcha Cassidy’ego i Sundance’a Kida (postacie autentyczne, wsławione licznymi napadami z bronią w ręku na banki i pociągi) – kino właściwie zrehabilitowało, przypisując im role zarezerwowane dotąd dla dzielnych szeryfów.
Stało się tak w równym stopniu za sprawą scenariusza, jak i wyboru aktorów. Newman i Redford są nieodparcie sympatyczni, pozytywne uczucia widzów towarzyszą im od początku do końca. Nie ma też jednoznacznych moralnych ocen ich przestępstw.
Film, mimo wielu jasnych, pełnych humoru sekwencji, przepełniony jest klimatem beznadziejnej nostalgii za życiem w lepszym, bardziej moralnym, uczciwszym, ale niemożliwym świecie, w którym dobro i uczciwość nie popłacają, a zło jest hojnie wynagradzane.
„Butch Cassidy i Sundance Kid” dostał cztery Oscary – dla scenarzysty Williama Goldmana, operatora Conrada Halla i kompozytora Burta Bacharacha za muzykę i piosenkę „Raindrops Keep Fallin on My Head” (do słów Hala Davida).
Przy okazji warto dodać, że nazwa stworzonego przed ponad 30 laty przez Roberta Redforda festiwalu kina niezależnego pochodzi od postaci granej przez niego w tym właśnie filmie.