— Zakosztowałem wszystkiego. Zrobiłem obrazy czarno-białe i kolorowe, science-fiction, kryminał, dramat psychologiczny dziejący się pod wodą, film historyczny, melodramat, animację. Kiedy francuskie społeczeństwo, wyznając typowe wartości burżuazyjne, wydawało się uśpione — nakręciłem „Nikitę" i „Leona zawodowca", by pokazać dynamizm i walkę. Gdy świat był pełen bólu — zaproponowałem film-aspirynę, film-środek przeciwbólowy w postaci „Angel-A". Czuję się absolutnie spełniony.
Teraz już tę magiczną liczbę „dziesięć" przekroczył, ale też nigdy nie udawał, że będzie w swojej decyzji konsekwentny.
W boksie wydanym przez Monolith Video znalazły się: „Wielki błękit", „Nikita", dokumentalne „Atlantis", „Leon zawodowiec", „Piąty element", „Metro", „Ostatnia walka" i „Niezwykłe przygody Adeli Blanc-Sec". Szczególnie polecam „Wielki błękit" — wyciszony, spokojny film, przy którym można odetchnąć i uświadomić sobie to, o czym w zapędzonym świecie zapominamy. Że otacza nas natura — harmonijna, rządząca się od wieków własnymi prawami, czasem jeszcze niezgłębiona naszą buńczuczną wiedzą i zarozumiałością.
W tym filmie Besson opowiada o życiu tam, gdzie niebo dotyka wody i wszystko jest nieskażone cywilizacją. I o dwóch mężczyznach, którzy ponad wszystko pokochali morską toń. A zaraz potem można obejrzeć „Atlantis" — dokumentalną podróż do miejsc, w których toczyła się akcja „Wielkiego błękitu".
Nie wymaga rekomendacji „Leon zawodowiec" — zrealizowana w Nowym Jorku historia zawodowego mordercy i przedwcześnie dojrzałej 12-letniej dziewczynki, której rodzinę wymordował psychopatyczny policjant. Razem postanawiają zemścić się na mordercy. To, że narodzi się między nimi uczucie, jakiego zawsze było im brak (dziewczyna w rodzinie była źle traktowana) — nie jest niczym dziwnym. To, że ich wspólne życie musi skończyć się tragiczne — wynika z dramaturgii filmu. Ale całość — choć nie odkrywcza — jest kawałkiem świetnego kina.
„Piąty element" reprezentuje science-fiction: bohater walczy z przybyszami z kosmosu, którzy chcą zniszczyć Ziemię. Próbka, jak Besson potrafi bawić się kinem. Ale też dowód, że można taki film nakręcić w Europie, za francuskie pieniądze, i że może on stać się przebojem kasowym.