A jeśli opustoszeją ulice, a od wzmożonego ruchu nie zatka się internet i ci, którzy chcieli – z powodzeniem wzięli urlop jak kiedyś brano urlop z myślą o oglądaniu piłki nożnej – jaki będzie ten śmiech przy drugim sezonie „1670"? Bo przecież oczekiwania po sukcesie pierwszego, jak po osiągnięciach orłów Górskiego, są gigantyczne. Chyba że ktoś po sarmacku obraził się na satyryczny serial wg. scenariusza Jakuba Rużyłły w reżyserii Macieja Buchwalda oraz Kordiana Kądzieli i zgodnie z pierwszą zasadą polskiego piekła oczekuje porażki.
Drugi sezon „1670": czy jest lepszy od pierwszego?
Wyznam szczerze: żeby maksymalnie zobiektywizować, siłą rzeczy, moje subiektywne wrażenia skorzystałem z okazji obejrzenia drugiego sezonu przed premierą dwa razy. Czyżbym nie był pewien, że spełnia pokładane nadzieje?
Wciąż sprawdza się główny bohater, czyli szlachcic, który chce zostać najsłynniejszym Janem Pawłem w historii, grany niezmiennie koncertowo przez Bartłomieja Topę. Do najlepszych odcinków z pewnością należy trzeci, „Gierka”, gdy Jan Paweł pośród szlachty, ale i duchownych wielu wyznań - ekumenicznie łączy ich pociąg do hazardu i wypitki, szuka finansowania pewnego oberszlacheckiego projektu przy zielonym stoliku. Konkretnie? Grają w pokera, zaś Jana Paweł pyta:„Czy to ta gra, gdy wszyscy się chowają, a jeden szuka?". Bo Adamczewski wciąż wypowiada bezmyślne, autokompromitujące pochwały samouwielbienia, koneksji, pazerności, klasowego interesu i egoizmu. A my się śmiejemy „Z samych siebie?”.
Na pierwszoplanową bohaterkę wyrasta Aniela, grana w pierwszym sezonie znakomicie przez Martynę Byczkowską, a teraz jeszcze lepsza. Z nią związany jest oczywiście ponadklasowy wątek romansowy – miłości do pomocnika kowala Macieja (Kirył Pitruczuk), lecz love story zaczyna się komplikować, ponieważ w Adamczysze pojawia się „ten trzeci”. Szlachcic, ale oświecony, zdecydowane przeciwieństwo Jana Pawła, i będzie się działo w tej kwestii aż do końca (Maciej!, musisz uważać na konkurenta granego przez Jędrzeja Hycnara).