„Moją życiową ambicją jest zostanie najsłynniejszym Janem Pawłem w historii Polski” – mówi szlachcic grany przez Bartłomieja Topę, przedstawiając się „Jan Paweł Adamczewski”. Jest niby śmiesznie, bo przecież właśnie wykpiono pychę. A jednocześnie zaakcentowano fakt, że po wielkich wpadkach polskiego Kościoła i Zjednoczonej Prawicy dla dużej większości społeczeństwa, w tym młodych Polaków – to, co jeszcze niedawno było tradycją i świętością, staje się ledwie memem.
Gdyby Karol Wojtyła miał dostęp do Netflixa, zobaczyłby, co jego wyznawcy – ci świętsi od papieża, tak zwani prawdziwi Polacy – zrobili z jego dziedzictwem. Albo też co się z nim dzieje.
„1670”. Z kim by tu przegrać
Pięć lat po „Klerze” Wojciecha Smarzowskiego grzechy typowe dla wielu duchownych oraz istotna część tradycji Kościoła – czyli wytworzony w baroku i pokutujący do dziś sarmatyzm – dla pokolenia takich twórców jak scenarzysta Jakub Rużyłło (1987) czy reżyser Maciej Buchwald (1986) stały się tematem sitcomu. Rozgrywanego w staropolskim skansenie, gdzie za morderstwo sprawcy grozi łamanie kołem, zaś kapłanowi… nawet przeniesienie do innej parafii.
Czytaj więcej
Oscary 2024 - nominacja w kategorii "najlepszy film”. „Maestro” o Leonardzie Bernsteinie, zrealiz...
Memiczny jest syn Jana, ksiądz Jakub (Michał Sikorski), członek cynicznego, sprawnego finansowo skrzydła dochodowej organizacji, której głównym celem jest łupienie wszystkich z kasy, na czym się da. Dopóki nie pojawi się uczciwy przedstawiciel Kościoła, zakamuflowany w kostiumie bliskim świętej inkwizycji, bo w serialu nie wszystko jest światopoglądowo czarno-białe. Głosowanie na sejmiku i odrzucenie większych podatków pobrzmiewa sarmackim liberum veto, ale i liberalną niechęcią do płacenia podatków, a choćby i VAT.