W ubiegłych latach laureatami tej nagrody byli: Adrian Panek („Daas"), Maria Sadowska („Dzień kobiet") oraz Bodo Kox („Dziewczyna z szafy"). W tym roku członkowie kapituły, której przewodniczy wdowa po reżyserze Krystyna Cierniak-Morgenstern, uznali, że w mijającym sezonie nie było wybijającego się debiutu fabularnego. Dlatego zdecydowali się wyróżnić trójkę młodych realizatorów, którzy dopiero przygotowują swoje pierwsze filmy długometrażowe, ale zachwycili widzów obrazami krótkimi.
— Szukaliśmy filmów, które byłyby bliskie Kubie — powiedziała mi Krystyna Cierniak-Morgenstern. — Opowieści, w których twórcy przyglądają się ludziom z bardzo bliska.
Julia Kolberger za swój wyprodukowany przez Studio Munka „Mazurek" dostała już nagrody na festiwalach w Koszalinie, Kazimierzu, Radomiu, Gdyni, a wreszcie Bridging The Borders Award w Los Angeles. Co ważne, jej etiuda podoba się zarówno jurorom, jak i publiczności. To historia pięćdziesięcioletniej kobiety (w tej roli świetna Kinga Preis), która przygotowuje Wielkanocne śniadanie dla patchworkowej rodziny. Przy stole obok niej i jej męża siada jej były mąż z nową, młodą żoną. I córka, która chce przedstawić rodzicom narzeczonego. Jak się okazuje 30 lat starszego od niej.
Julię Kolberger wyraźnie interesuje opowiadanie o trudnych związkach rodzinnych. Bohaterkami jej poprzedniego krótkiego filmu „Jutro mnie tu nie będzie" były mieszkające razem matka i córka — kochające się i nie znoszące zarazem.
Kolberger jest wielką obietnicą polskiego kina. Jej filmy są bardzo dojrzałe warsztatowo, a młoda reżyserka jak mało kto potrafi łączyć na ekranie poważny dramat z elementami komediowymi.