„Dominion” ma długą i trudną historię. Pomysł na jego realizację narodził się w 2014 roku. Stał za nim Steven Bernstein - operator, reżyser, scenarzysta, producent. Zdjęcia ruszyły w 2016 roku, obsada była przednia – z Rhysem Ifansem i Johnem Malkovichem na czele. W 2017 roku „Dominion” został pokazany na festiwalu Białe Noce w Tallinie, Ifans zdobył nagrodę aktorską. Ale nad filmem zebrały się czarne chmury. Brakowało pieniędzy, nowi inwestorzy nie zawsze potrafili porozumieć się z poprzednimi, na liście producentów, koproducentów i producentów wykonawczych figuruje dziś blisko 30 osób. Jest wśród nich od lat zaprzyjaźniony z Malkovichem właściciel firmy „Solopan” Jacek Szumlas. W Polsce robiona była postprodukcja i nagrywana muzyka. Ostatecznie film wszedł na amerykańskie ekrany dopiero w 2020 roku, pod tytułem „Last Call”, miał ograniczone rozpowszechnianie. Teraz trafił na krakowski festiwal Mastercard Off Camera. Znów pod oryginalnym tytułem „Dominion”.
Czytaj więcej
Filmy o uczuciach: tych zwykłych jak w „Ona jest miłością” i tych naznaczonych ogromną namiętnością i rozpaczą jak w „Peterze von Kancie”. A dla dzieci – animacja „Uratuj drzewo”
I zachwycił. Jego bohaterem jest wybitny walijski poeta Dylan Thomas. Wrażliwiec, intelektualista, który pisał: „Nie wchodź łagodnie w tę pogodną noc. Niech płonie starość tuż przed kresem dni. Walcz, walcz gdy światło traci swoją moc...” A jednocześnie był nałogowym alkoholikiem, nieodpowiedzialnym mężem i ojcem. Jednak „Dominion” nie jest biografią. To nakręcona bez znieczulenia opowieść o drodze do śmierci. Bernstein rejestruje jeden dzień, który podczas swojej ostatniej wyprawy do Ameryki Thomas zamiast na zaplanowanych wykładach w Vassar College, spędził w nowojorskiej knajpie „Biały koń”, gdzie – jak sam mówił – „cuchnęło moczem, zwietrzałym winem i utajoną śmiercią zwierząt”. To czas znaczony barowymi rozmowami i kolejnymi szklankami whisky, którym Thomas nadawał nazwy: nadzieja, miłość, rozpacz, lęk. Nocą poeta wrócił do hotelu, jeszcze pochwalił się, że pobił rekord picia i wkrótce potem dostał zapaści i w śpiączce trafił do szpitala. Zmarł sześć dni później, 9 listopada 1953 roku.
„Dominion” to studium pijaństwa, degrengolady geniusza. Tragedii tych, którzy mu w życiu zaufali. Podczas zarejestrowanych na czarno-białej taśmie godzin spędzonych w Białym Koniu wracają kolorowe obrazy rodzinnego życia. Momenty szczęścia z Caitlin, małżeństwo, ale potem ona, już jako żona i matka trójki dzieci Thomasa pisząca listy: „Nie potrzebuję wiele, byle wyżywić dzieci do środy. Niepokoją mnie ich aluzje o głodzie...”, „Dylan, pieniądze się kończą. Możemy sprzedać jedno dziecko. Które wybierasz?” albo i tak: „Podobno masz kochankę. Mam nadzieję, że nie jest droga. W naszej sytuacji wskazana byłaby tania w utrzymaniu”.
Jest też w „Dominion” historia relacji Thomasa z jego lekarzem, doktorem Feltonem, który mówi: „Nie będę nalegał na rzucenie picia. Chcę tylko spytać czy chce pan umrzeć?” I superciekawe zderzenie z barmanem z Białego Konia, niespełnionym pisarzem dorabiającym sporządzaniem drinków.