Akcja tegorocznego triumfatora – „W trójkącie” – zaczyna się na luksusowym statku wycieczkowym. Na pokładzie bardzo bogaci ludzie, od rosyjskiego oligarchy z żoną i kochanką czy brytyjskich handlarzy z bronią zaczynając, na sławach modelingu kończąc. W czasie burzy statek tonie, garstka, która przeżywa, ląduje na wyspie, jak się wydaje, bezludnej, gdzie całkowicie zmienia się społeczna hierarchia. Tylko sprzątaczka potrafi dać sobie radę w ciężkich warunkach. I wykorzysta to, podporządkowując sobie niedawnych gości.
„W trójkącie” to mocna satyra społeczna. Reżyser Ruben Östlund powołuje się na Buñuela, którego uwielbia, i rzeczywiście w czasie projekcji można pomyśleć o jego „Aniele zagłady”. Ja przyznaję, że nie jestem entuzjastką tego filmu. Nie ma w sobie finezji Szweda – „The Square”.
Społeczne przesłanie
Ale to właśnie „W trójkącie” jest wielkim wygranym. Europejscy Akademicy uznali go za najlepszy film roku. Ruben Östlund dostał nagrodę za najlepszą reżyserię i scenariusz, a grający rosyjskiego oligarchę Chorwat Zlatko Buric – za najlepszą rolę męską.
Czytaj więcej
Nagrodę Europejskich Uniwersytetów dostanie w tym roku „IO” Jerzego Skolimowskiego. To bardzo ważne wyróżnienie młodej, inteligenckiej widowni
Odbierając statuetkę, producent Philippe Bober podkreślił, że w przeciwieństwie do przemysłu za oceanem, w Europie kino wciąż należy do artystów. A członkowie Europejskiej Akademii, już wybierając filmy w pierwszym etapie, dali znać, że będą liczyły się obrazy o mocnym przesłaniu społecznym.