Gdy odbierał w Karlowych Warach Kryształowy Globus za artystyczny wkład w światowe kino, wbiegł na scenę jak nastolatek.
Aktor, który zagrał w ponad 100 filmach. Współpracownik Olivera Stone’a, Abla Ferrary, Larsa von Triera, Davida Lyncha, Martina Scorsese, Paula Andersona. Bohater „Plutonu”, „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, „Angielskiego pacjenta”, „Cienia wampira”, „eXistenz”, „Antychrysta”, „Nimfomanki”, ostatnio „Pasoliniego”. Dwukrotnie nominowany do Oscara. Podczas konferencji prasowej w Karlowych Warach opowiadał i początkach swojej kariery:
— Nie pamiętam dlaczego zostałem aktorem. Naprawdę. To tak jakoś przyszło. Zaczynałem w teatrze, wcale nie myśląc o wielkiej karierze. Chciałem się zabawić. Ale jak znalazłem się w zespole, który odnosił sukcesu przez 25 lat, to pomyślałem: „Chyba jestem aktorem”. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, kiedy zacząłem dostawać propozycje filmowe i zarabiać graniem na życie.
Dafoe nigdy nie unikał zadań trudnych, wcielał się często w bohaterów niejednoznacznych, ale zapytany czy lubi grać „czarne charaktery”, odpowiedział:
— Nie gram postaci negatywnych. Raczej niekonwencjonalne. Lubię wcielać się w outsiderów, którzy mają inne spojrzenie na świat.