W ciągu roku serwis youtube odwiedzany jest ponad trylion razy. Co minutę użytkownicy udostępniają do obejrzenia 300 godzin nowych materiałów.
- Jeśli filmu nie ma na youtubie – to nie istnieje – mówi jeden ze speców zajmujących się tym kanałem.
Wszystko zaczęło się w skromnym garażu w Dolinie Krzemowej. Trzech byłych pracowników PayPala postanowiło założyć firmę. Wymyślili prosty system umożliwiający wymianę filmików ze znajomymi. Pierwszą wersję serwisu udostępnili publicznie w maju 2005 roku. I początkowo – sukcesów nie było. By ratować swój pomysł założyli serwis randkowy, który obiecywał profity zaglądającym tam dziewczynom. Nie wypaliło – i wtedy wrócili do swego pierwotnego zamierzenia – ulepszając je…. Tak się rozpoczęła lawina. Początkowo ludzie dzielili się swoimi autentycznymi przeżyciami – jeden z pierwszych hitów z udziałem dwóch małych chłopców – jeden gryzł w palec drugiego – obejrzało więcej widzów niż lądowanie człowieka na Księżycu – uświadamiają twórcy brytyjskiego dokumentu.
Jest też o youtubowych oszustwach, czyli filmikach kręconych na zamówienie firm, choć nie w sposób otwarty, lecz zakamuflowany. W niektórych sprawach dziennikarze prowadzili nawet śledztwa, by ujawnić manipulacje. Jednym zależy na sprzedaży produktów, innym na reklamie firm, a jeszcze innym – na sławie. O to wszystko walczą użytkownicy youtube'a. Cała rzecz w tym, by zrobić to w sposób niezauważalny, czyli budzący zaufanie…
Najpopularniejsze filmiki mają setki naśladowców próbujących przebić oryginały. Pojawili się też viralowi celebryci – widzowie dowiedzą się między innymi, w jaki sposób zaistniał fenomen Justina Bibera.