Amerykanie przeanalizowali frekwencję na nowym „Bondzie”. W USA „Nie czas umierać” miał premierę później niż w wielu krajach europejskich, dopiero w ostatni weekend. Z wynikiem 56 mln dolarów uplasował się na czele listy przebojów minionego weekendu, dzięki czemu dopiero po raz czwarty w czasach pandemii rynek kinowy przyniósł w okresie od piątku do niedzieli ponad 100 mln dolarów. Film Fukunagi, w którym po raz ostatni w agenta 007 wcielił się Daniel Craig, razem z komiksowym „Venom 2: Carnage” (na polskich ekranach od 15 października) niewątpliwie ożywił światowe kina. Jednak eksperci zwracają uwagę na kilka rzeczy.
Czytaj więcej
139 536 – dokładnie tyle osób wybrało się na „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego w ciągu trzech pierwszych dni jego wyświetlania.
Dystrybutorzy i właściciele kin mieli nadzieję, że „Nie czas umierać” przyciągnie do kin nie tylko młodzież. Rzeczywiście tak się stało. 36 proc. biletów kupiły osoby mające ponad 45 lat, 57 proc. - osoby mające ponad 35 lat. Okazało się też, że dla 25 proc. widzów nowy „Bond” jest pierwszym filmem, na jaki wybrali się do kina od 18 miesięcy. A jednak wciąż w grupie starszych obywateli wyraźnie czuje się strach przed Deltą i powrotem do zatłoczonych sal projekcyjnych.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że na razie lepiej sobie radzą w USA filmy takie „Venom...” (do dziś 141 mln dolarów wpływów na rynku amerykańskim), „Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings” (212 mln dolarów) czy „Czarna wdowa” (183 mln). Wszystkie te tytuły skierowane są do młodych widzów. Co więcej bardziej do młodych mężczyzn i to oni przeważają w salach kinowych.
Kolejny trend, który zauważyli eksperci analizujący sprzedaż biletów to run na kina najnowocześniejsze, jak IMAX, 4DX i Real D. To one właśnie przyciągnęły 36 proc. amerykańskiej widowni „Nie czas umierać”. 13 proc. wpływów przyniosły same IMAX-y. I też trudno się dziwić: blockbustery naładowane są efektami specjalnymi, które najlepiej można docenić w kinie najwyższej jakości.