Reklama

Boks na śmierć i życie

„Mistrz" to oparta na faktach dramatyczna opowieść z Auschwitz, zrealizowana jednak w nieco hollywoodzkim stylu, ale z wielką kreacją Piotra Głowackiego.

Publikacja: 26.08.2021 18:08

Piotr Głowacki jako Tadeusz Pietrzykowski. „Mistrz” od piątku w kinach

Piotr Głowacki jako Tadeusz Pietrzykowski. „Mistrz” od piątku w kinach

Foto: GaLapagos Film

Mężczyzna ze śladami pobicia na twarzy. Stoi nieruchomo w szeregu. Za nim następny szereg. I następny. Mężczyzna ma zamknięte oczy. Pod powiekami obrazy: dom w ogrodzie, dziecko na huśtawce, bokserski trening na worku zawieszonym wśród drzew, potem jeszcze motocykl z niemieckimi żołnierzami. Mężczyzna otwiera oczy. Szarość, obóz.

Przybyliście jako pierwsi do niemieckiego obozu koncentracyjnego – słyszy. – Zapomnijcie o waszych żonach, dzieciach i rodzinach. Dla nas nie jesteście ludźmi.

Bohater, reżyser, aktor

„Mistrz" należy przede wszystkim do trzech osób. Pierwszą jest ów mężczyzna z pierwszej sceny, bohater opowieści – Tadeusz Pietrzykowski. Urodzony w 1917 roku w warszawskiej inteligenckiej rodzinie chłopak zakochał się w boksie i zaczął trenować w Legii pod okiem słynnego Feliksa „Papy" Stamma.

Do wybuchu II wojny światowej, walcząc pod pseudonimem „Teddy", zdobył kilkukrotnie mistrzostwo Warszawy oraz wicemistrzostwo Polski w wadze koguciej. W 1939 roku brał udział w obronie stolicy, potem chciał się zaciągnąć do formowanych we Francji polskich oddziałów. Złapany w czasie nielegalnego przekraczania granicy i osadzony w więzieniu w Tarnowie, został przewieziony do Auschwitz.

Trafił tam w czerwcu 1940 roku, w pierwszym transporcie. Miał numer obozowy 77. Dziś wiele pisze się o tym, że w obozach niemieccy więźniowie funkcyjni, kapo, blokowi, dla rozrywki organizowali mecze piłkarskie, zawody bokserskie i zapaśnicze, szukając też zawodników wśród więźniów. Pietrzykowski pierwszą walkę stoczył w marcu 1941 roku.

Reklama
Reklama

Przez dwa lata wygrał kilkadziesiąt pojedynków. Dzięki temu trafił do lżejszej pracy, nie głodował. Współwięźniom przynosił chleb. Stanął w obronie bitego ojca Maksymiliana Kolbego, z Witoldem Pileckim przygotowywał zamach na komendanta Rudolfa Hoessa. W 1943 roku Pietrzykowski został przeniesiony do obozu w Nauengamme, potem do Bergen-Belsen. Po wyzwoleniu trafił do I Dywizji Pancernej generała Maczka. Wrócił do Polski w 1947 roku. Skończył studia i pracował w szkole jako nauczyciel WF.

Reżyser „Mistrza" Maciej Barczewski przyznaje, że kinem interesował się od dzieciństwa, jednak po maturze wybrał prawo. Był stypendystą w Oxfordzie, zrobił habilitację, pracuje na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie jest kierownikiem Katedry Praw Człowieka i Prawa Własności Intelektualnej, a także Podyplomowych Studiów Prawa Własności Intelektualnej i Prawa Nowych Technologii.

Jako specjalista od prawa autorskiego prowadził też zajęcia w Gdyńskiej Szkole Filmowej. I z wykładowcy postanowił zamienić się w studenta – zrobił dyplom na dwuletnim kierunku Produkcja Audiowizualna. Został współproducentem m.in. „Najlepszego" Łukasza Palkowskiego. Scenariopisarstwa uczył się sam, z podręczników polskich i amerykańskich.

W 2017 roku zrealizował „My Pretty Pony" – trzydziestominutową poetycką nowelę opartą na opowiadaniu Stephena Kinga o dziadku (granym przez Mariana Dziędziela), wnuczku, przemijaniu. Dostał ponad 20 nagród na przeglądach – od Pragi do Los Angeles i San Diego. „Mistrz" to jego debiut fabularny.

I wreszcie artysta, bez którego też tego filmu by nie było. Piotr Głowacki to aktor, który na ekranie elektryzuje nawet w epizodach. Świetną kreację stworzył jako profesor Zembala w „Bogach" Palkowskiego, ostatnio oglądaliśmy go w serialowej „Chyłce". Do roli Teddy'ego przygotowywał się wiele miesięcy. Trenował boks, schudł 16 kilogramów. Przed zdjęciami kilka dni spędził w Muzeum Auschwitz-Birkenau. I to właśnie Piotr Głowacki wnosi do „Mistrza" prawdę.

Filmowe wzorce

Film jest historią człowieka, który w nieludzkich warunkach próbuje ocalić życie i resztki wartości, w jakie kiedyś wierzył. Przeciwstawia się złu tak, jak potrafi. Jego walki mają bawić esesmanów, ale jego zwycięstwa dodają odrobinę nadziei więźniom.

Reklama
Reklama

Maciej Barczewski pomija wątki obrony ojca Kolbego czy współpracy z Witoldem Pileckim, ale wprowadza do filmu chłopca, którym zaczyna opiekować się Pietrzykowski. Sierotę, w nieludzkich warunkach szukającego odrobiny ciepła – u swojego idola-boksera, u dziewczyny, równie samotnej jak on, pomagającej obozowej lekarce. To wzruszająca, delikatna relacja.

Niestety, poza tym w „Mistrzu" brakuje wyrazistych postaci w tle. Brakuje też pytań o moralność w niemoralnych czasach, jak w węgierskim oscarowym „Synu Szawła" László Nemesa. O granice zniewolenia, jak w polskim „Kornblumenbau" Leszka Wosiewicza. O blizny powstające w psychice człowieka na skutek nieludzkiego cierpienia i upokorzeń, jak przed laty w „Krajobrazie po bitwie" Andrzeja Wajdy.

Maciej Barczewski nie ukrywa swojego zafascynowania kinem amerykańskim i „Mistrz" przypomina dramaty hollywoodzkie. Jest precyzyjny, świetnie sfotografowany przez Witolda Płóciennika, sprawnie opowiedziany. Może jednak za sprawnie? Mimo dymu nad kominami komór gazowych, trupów wynoszonych z baraków, brutalnych scen „Mistrz" nie poraża. Ale wciąż jest kawałkiem historii, o której trzeba przypominać. I zostawia w pamięci wielką rolę Piotra Głowackiego.

Film
„Teściowie 3”. Podzielona Polska na chrzcinach
Film
Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Dla kogo wenecki Złoty Lew?
Film
Ostatnie godziny umierającej małej Palestynki. Jedna z dziesięciu tysięcy
Reklama
Reklama