„Annette”. Chamstwo zderza się z wysoką sztuką

Nagrodzony za reżyserię w Cannes filmowy musical „Annette” Leosa Caraxa to także sukces duetu The Sparks, autorów muzyki i scenariusza.

Aktualizacja: 15.08.2021 21:03 Publikacja: 15.08.2021 19:01

Marion Cotillard jako Ann w filmie „Anette” Leosa Caraxa

Marion Cotillard jako Ann w filmie „Anette” Leosa Caraxa

Foto: materiały prasowe

Autor „Złej krwi”, „Kochanków z Pont-Neuf” czy „Holy Motors” zawsze opowiadał o meandrach miłości, o samotności i niespełnieniach. Tak jest też w jego najnowszym filmie „Annette”. Ale tym razem czołowy anarchista francuskiego kina sięgnął po nową dla siebie formę pomiędzy musicalem a rock-operą. Przeniósł na ekran scenariusz muzycznego duetu The Sparks, Rona i Russella Maelów, zyskujących ponownie popularność idoli Depeche Mode, Joy Division, Bjork, a także dzisiejszych grup synth-pop.

„To muzyczna fantazja ze szczyptą komedii, miłości i seksu, z potworem, dzieckiem i nawet kilkoma trupami” - mówi sam Carax. „Annette” to opowieść o żądzy sławy, o celebrytach, o  podniesionych do potęgi emocjach. O miłości, zazdrości, zachłanności, marzeniach i rozczarowaniach. O show-businessie i nie wytrzymującym jego ciśnienia, rozpadającym się, związku.

Krytycy w recenzjach przywołują tytuły, takie jak „Narodziny gwiazdy” czy „La la Land”, ale przy „Annette” filmy te wydają się delikatnymi, choć smutnymi obrazkami. „Annette” to bomba. I od pierwszych minut historii popularnego stand-upera, męża znakomitej śpiewaczki operowej, ojca niezwykle uzdolnionej córki - czuje się, że musi eksplodować.

Dramaturgicznie zapowiada się świetnie, ale to tylko zewnętrzne wrażenie. Bohaterowie śpiewają: „Choć to niewytłumaczalne, kochamy siebie tak bardzo”. No, właśnie: niewytłumaczalne. Bo jest druga strona medalu: Henry miota się po scenie w zielonym szlafroku, rzucając w stronę widzów niewybredne i średnio zabawne teksty, tymczasem Ann jest szanowaną artystką o wielkim, niekwestionowanym talencie. Efekt? Zabawa dla niespecjalnie wymagających tłumów, które nerwowo chichoczą oglądając neurotyczne zachowania i słuchając chamskich przekleństw, zderza się ze sztuką wysoką.

Miłość jednak jest prawdziwa: wybitna sopranistka odjeżdża spod teatru nie limuzyną, lecz na motorze stand-upera. Tyle tylko, że rzeczywistość wdziera się w ich świat bezlitośnie. Kariera obcesowego i agresywnego Henry’ego załamuje się. Co więcej: mówi się, że na fali #metoo dosięgną go oskarżenia kilku kobiet. Jest też dziecko: córka Ann i Henry’ego – tytułowa Annette, dziewczynka przypominająca drewnianą kukiełkę, mająca niezwykły talent, śpiewająca równie pięknie jak jej matka. To z niej ojciec chce zrobić teraz światową gwiazdę, by odcinać kupony od jej sławy.

Wszystko to jest w „Annette” wyśpiewane przez aktorów, przede wszystkim znakomitych wykonawców głównych ról - Marion Cotillard i Adama Drivera, któremu już dziś część krytyków wróży nominację do Oscara. „Annette” jest też wielkim sukcesem pop-rockowego duetu The Sparks, autorów scenariusza oraz muzyki, a piosenka „We Love Each Other So Much” - miłosny hymn Ann i Henry’ego na długo zostaje w uszach.

Czy to jest moje kino? Nie ukrywam: nie. Zamierzona sztuczność tej opowieści do mnie nie przemawia. Ale chylę czoła przed odwagą i brawurą Caraxa. I przyznaję, że w tym szaleństwie jest metoda.

Krytycy porównują film do „Narodzin gwiazdy" czy „La la Land", ale przy „Annette" to delikatne, choć smutne obrazki. „Annette" to bomba. Od pierwszych minut historii popularnego stand-upera, męża znakomitej śpiewaczki operowej, ojca niezwykle uzdolnionej córki – czuje się, że musi eksplodować.

Dramaturgicznie zapowiada się świetnie, ale to tylko zewnętrzne wrażenie. Bohaterowie śpiewają: „Choć to niewytłumaczalne, kochamy siebie tak bardzo". No, właśnie: niewytłumaczalne.

Jest bowiem druga strona medalu: Henry miota się po scenie w zielonym szlafroku, rzucając w stronę widzów niewybredne i średnio zabawne teksty, tymczasem Ann jest szanowaną artystką o wielkim, niekwestionowanym talencie. Efekt? Zabawa dla niespecjalnie wymagających tłumów, które nerwowo chichoczą, oglądając neurotyczne zachowania i słuchając chamskich przekleństw, zderza się ze sztuką wysoką.

Miłość jest prawdziwa, jednak rzeczywistość – bezlitosna. Kariera obcesowego i agresywnego Henry'ego załamuje się. Co więcej: mówi się, że na fali #MeToo dosięgną go oskarżenia kilku kobiet.

Jest też dziecko: córka Ann i Henry'ego – tytułowa Annette, dziewczynka przypominająca drewnianą kukiełkę, mająca niezwykły talent, śpiewająca równie pięknie jak jej matka. To z niej ojciec chce zrobić teraz światową gwiazdę, by odcinać kupony od jej sławy.

Wszystko to w „Annette" zostało wyśpiewane przez aktorów, przede wszystkim znakomitych wykonawców głównych ról – Marion Cotillard i Adama Drivera, któremu już dziś część krytyków wróży nominację do Oscara.

„Annette" jest też wielkim sukcesem pop-rockowego duetu The Sparks, autorów scenariusza oraz muzyki, a piosenka „We Love Each Other So Much" – miłosny hymn Ann i Henry'ego – na długo zostaje w uszach.

Czy to jest moje kino? Nie ukrywam: nie. Zamierzona sztuczność tej opowieści do mnie nie przemawia. Ale chylę czoła przed odwagą i brawurą Leosa Caraxa.

Film
Mastercard OFF CAMERA: Kraków zalany słońcem i ciekawymi filmami
Film
Największe katastrofy finansowe Hollywood ostatnich miesięcy. Na liście gwiazdy
Film
Nieznane wywiady papieża Franciszka
Film
Bono gwiazdą Cannes. Na festiwalu odbędzie się premiera dokumentu o muzyku U2
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Film
Film o kocie, który ucieka po gigantycznej powodzi, podbił świat
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne