Do Lourdes, o którym opowiada film austriackiej reżyserki Jessiki Hausner, ludzie przyjeżdżają po cuda. Oczekują uzdrowień z najcięższych, nieuleczalnych medycznie chorób. I takie cuda w Lourdes się zdarzają. Nieustannie od 1858 roku, gdy Matka Boża objawiała się 14-letniej Bernadecie.
Od tego czasu lekarze zanotowali tu około 7000 uzdrowień, ale Kościół, który stosuje bardzo rygorystyczne kryteria, oficjalnie uznał tylko 67. Ile nastąpiło nawróceń, ile uzdrowień serc – tego nikt nie rejestruje.
Rocznie sanktuarium Lourdes odwiedza 6 milionów osób. W większości żarliwie wierzących, ale przyjeżdżają też turyści gnani ciekawością zobaczenia słynnych miejsc albo tacy jak bohaterka filmu, sparaliżowana Christine, dla których pielgrzymka jest jedyną okazją wyjazdu z domu. I to właśnie jej przydarza się cud uzdrowienia. Dlaczego jej – dziewczynie dalekiej od wiary, niemodlącej się – pytają zadziwieni uczestnicy pielgrzymki? Bo przecież z teologicznego punktu widzenia cud jako manifestacja obecności Boga w świecie wymaga kontekstu religijnego. Jego przyczyną albo następstwem jest wiara w Boga. Tak było w 36 cudach Jezusa opisanych w Nowym Testamencie.
Z filmu jednoznacznie nie wynika, że Christine jest niewierząca. Ale nie modli się o uzdrowienie, choć bardzo pragnie być zdrowa. Cud nie obudził w niej też wiary w Boga. A jednak trudno zanegować, że w tym, co się wydarzyło, był kontekst religijny. O jej uzdrowienie modlili się inni. Dziewczyna przyjęła specjalne błogosławieństwo, piła wodę ze źródełka z groty, gdzie ukazała się Matka Boża, uczestniczyła w wieczornej modlitwie różańcowej ze światłami.
Jak pisał Jean Guitton, z opisu cudów w Lourdes wynika, że są one nieprzewidywalne. Nie mają związku z zasługami danej osoby albo z intensywnością modlitwy indywidualnej lub grupowej. Jak podkreśla o. Józef Augustyn, Bóg uzdrawia kogo chce, kiedy chce i jak chce. Jest w tym wolny. Podobnie jak człowiek, który łaskę Boga może przyjąć albo ją odrzucić. Wanda Półtawska, uzdrowiona z choroby nowotworowej za wstawiennictwem o. Pio, wspominała, że niełatwo jest przeżyć cud. Wydaje się – reżyserka nie daje jednoznacznej odpowiedzi – że Christine odrzuca łaskę. Dlatego uzdrowienie zdaje się być chwilowe. A może cud mija, gdyż mija nadzwyczajna mobilizacja organizmu kobiety wywołana uczuciem do przystojnego wolontariusza? Jeśli tak, to mielibyśmy do czynienia z tzw. cudem moralnym.