Przestępca Fabio, chcąc zapewnić sobie alibi na czas krwawej egzekucji, zamyka się w szpitalu psychiatrycznym. Tam spotyka młodziutką dziewczynę, którą ojciec – miejscowy polityk – umieścił w zakładzie, żeby go nie kompromitowała dziwnymi zachowaniami. Twardy gangster zaczyna chronić bezbronną, przestraszoną dziewczynę. Zdobywa jej zaufanie, a ich przyjaźń z czasem przekształca się w delikatne uczucie.
Bardzo trudno pokazać na ekranie chorobę psychiczną, zwłaszcza w filmie rozrywkowym. Maciej Wojtyszko broni się znakomicie. Jego bohaterka jest schizofreniczką, ale do końca nie wiemy, na ile jej stan jest spowodowany zmianami w mózgu, a na ile ogromną nadwrażliwością, której rodzina i najbliższe środowisko nie potrafiły zrozumieć. Fabio to znacząca figura w przestępczym światku. Ale ów polski Leon zawodowiec, stykając się z małomiasteczkową, naiwną i skrzywdzoną przez los Amelią, staje się miękki i czuły. Chce dla niej zmienić swoje życie.
Bohaterowie "Ogrodu..." pochodzą z innych światów, a jednak łączy ich przemożna tęsknota za harmonią, akceptacją i normalnością. Reżyser umiejętnie to podkreśla, choćby wtedy, gdy ważną dla obojga rozmowę każe im prowadzić w czasie obierania kartofli.
"Ogród Luizy" to film rozrywkowy, na jaki czekaliśmy od dawna. Scenariusz Witolda Horwatha jest precyzyjny i interesujący, pełen zabawnych sytuacji i błyskotliwych dialogów, reżyseria Macieja Wojtyszki – perfekcyjna. Fantastyczną kreację tworzy Marcin Dorociński – równie przekonujący jako twardziej i jako zakochany, delikatny mężczyzna. Nagroda w Gdyni i nominacja do paszportu "Polityki" słusznie mu się należały. Dobra jest też Patrycja Soliman, chwilami zagubiona, chwilami pełna poezji.
Maciej Wojtyszko umiejętnie wykorzystuje konwencje, łącząc delikatną love story z obyczajówką i intrygą kryminalną. Choć "Ogród Luizy" jest pełną wdzięku bajką, pokazuje także kawałek współczesnej Polski. Przede wszystkim zaś staje się opowieścią o prawie do inności, o poszanowaniu słabszych i tolerancji, na którą nie zawsze potrafimy się zdobyć.