Najważniejszy western w historii kina? "Dyliżans" Johna Forda (1939) z niezapomnianą rolą Johna Wayne'a. To arcydzieło gatunku, a zarazem jeden z najbardziej szkodliwych społecznie filmów, jakie powstały w Hollywood.
"Indianie na ekranie" Neila Diamonda, którzy biorą udział w konkursie filmów o sztuce na festiwalu, pokazują, że trudno o bardziej rasistowski stereotyp relacji białych z czerwonymi. Tytułowy dyliżans atakują indiańscy wojownicy, a grupka dzielnych jankesów osaczona przez hordę dzikich walczy o przetrwanie. Film Forda utrwalił wizerunek Indian na lata. Mogli być żądnymi krwi bestiami albo wojownikami, do których się strzela jak do kaczek.
Nikt nie wyobrażał sobie, że można przedstawiać rdzennych mieszkańców Ameryki inaczej. Także Neil Diamond z plemienia Cree, reżyser dokumentu. W dzieciństwie spędzałem sobotnie wieczory w kościelnej piwnicy, gdzie chłonąłem westerny mówi Diamond. Oczywiście, kibicowałem kowbojom, a nie złym czerwonoskórym.
Dopiero po latach, gdy coraz częściej słyszał pytania o to, czy jego ziomkowie nadal mieszkają w tipi i ujeżdżają konie na oklep, zdał sobie sprawę, jak zniekształcony jest obraz Indian w popkulturze.
A przecież w erze kina niemego Indianie mogli liczyć na główne role. Gwiazdą tamtego okresu był m.in. Long Lance, aktor i pisarz indiańskiego pochodzenia. Jednak gdy na początku lat 30. wyszło na jaw, że w jego żyłach płynie także krew czarnych przodków, został odrzucony przez środowisko filmowe. Lance popełnił samobójstwo.