Rząd Brazylii wprowadził regulacje, dzięki którym nielegalna wycinka lasów deszczowych podlegała surowym karom, a wszyscy naruszający strefy licznych amazońskich rezerwatów musieli się liczyć z konfiskatą plonów i przygotować na wypłacanie ogromnych odszkodowań. Rozpoczęły się też prace nad bardziej efektywnym wykorzystaniem tysięcy km2 brazylijskich nieużytków, by nadążyć za coraz większym zapotrzebowaniem na żywność bez potrzeby pozyskiwania żyznych gleb Amazonii.
Oczywiście, wiadome było, że nie da się – nawet za pomocą satelitów – kontrolować i chronić całego obszaru, ale nowe regulacje pozwalały na zminimalizowanie dewastacji „płuc świata". Deforestacja, czyli wylesianie pod uprawy i pastwiska, miała stać się częścią polityki Brazylii, a nie zależeć wyłącznie od widzimisię pojedynczych przedsiębiorców lub koncernów. Sytuacja zmieniła się miesiąc temu – lobby hodowców i farmerów z północy i północnego-wschodu Brazylii przeforsowało w brazylijskim parlamencie ustawę, która w praktyce oznacza pozwolenie na dziki wyrąb lasów bez ponoszenia większych konsekwencji.
Można się spodziewać, że to nie koniec „tasiemca" pod tytułem „Amazonia". Lobby agrarne jest bardzo silne i wpływowe, ale zwolennicy surowych regulacji też mają swoje argumenty i narzędzia nacisku. W czerwcu w Rio de Janeiro odbędzie się kolejny światowy szczyt klimatyczny, na którym temat Amazonii na pewno będzie jednym z głównych tematów dyskusji.
Dwuczęściowy dokument „Łzy Amazonii" przedstawia poziom dewastacji lasów deszczowych sprzed dwóch lat, kiedy regulacje prawne i poziom kontroli rządu Brazylii były niemal takie same jak dziś. Mimo finansowego zaangażowania wielu krajów z całego świata (tylko Norwegia wpłaciła na fundusz ochrony Amazonii miliard dolarów), mimo determinacji polityków, ludzi kultury i nauki, oraz innych obrońców lasów deszczowych, problem wciąż pozostaje nierozwiązany. A o tym, że sprawa Amazonii interesuje ludzi z całego globu niech świadczy fakt, że reżyserem „Łez Amazonii" jest dokumentalista