„Strasznie głośno, niesamowicie blisko" to ekranizacja powieści Jonathana Safrana Foera sprzed siedmiu lat. Filmowcy kolejny raz sięgają do jego prozy. W 2005 r. na podstawie debiutanckiej książki „Wszystko jest iluminacją" Liev Schreiber nakręcił bardzo dobry film z Elijahem Woodem w roli głównej. Opowiadał o podróży amerykańskiego Żyda na Ukrainę, w rodzinne strony jego przodków. Tym razem wyszło, niestety, gorzej – nazbyt ckliwie i przewidywalnie.
Thomas Schell (Tom Hanks) z dziewięcioletnim synem Oskarem (Thomas Horn) tworzą niezwykłą relację. Ojciec spędza z dzieckiem każdą wolną chwilę, dzieli z nim pasje i rozwija młodą wyobraźnię. 11 września 2001 r. uwięziony w jednej z wież WTC, próbuje dodzwonić się do domu i zostawia dla syna sześć wiadomości na skrzynce głosowej.
Po śmierci ojca chłopiec ucieka w wewnętrzny świat i kwestionuje decyzje dorosłych. Nie rozumie, jak można urządzać pogrzeb z pustą trumną (ciała ojca, jak wielu innych, nie odnaleziono). Gdy trafi na klucz z enigmatyczną notatką, postanowi dotrzeć do tajemniczego człowieka o nazwisku Black i dowiedzieć się, co łączyło go z ojcem.
Film Stephena Daldry'ego to jednak bombonierka pełna łez i przesłodzonych cukierków. Tom Hanks gra kolejne wcielenie Forresta Gumpa. Relacja ojca z synem jest niczym z reklamy telewizyjnej, a mały Oskar wzorem Kevina w Nowym Jorku przemierza ulice, zaczepiając obcych ludzi. Co więcej, prawie wszędzie spotyka się ze zrozumieniem i współczuciem.