Film Hedgesa opiera się na dwóch znakomitych kreacjach: Julii Roberts i Lucasa Hedgesa. 22-letni syn reżysera, znany też m.in. z „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri”, potrafi zagrać rozedrganie, mękę i rozpacz chłopaka, który łaknie rodziny, ale wie, że sprowadza na nią niebezpieczeństwo. Bo dawni kumple nie odpuszczą. I są bezwzględni. Więc czy jedynym rozwiązaniem nie jest odejście na zawsze? Uwolnienie bliskich od siebie? Ale matka walczy. Roberts tworzy tu jedną ze swoich najciekawszych ról. To nie jest pełna seksu call-girl z „Pretty Woman” ani skromna urzędniczka z prawniczej kancelarii walcząca z wielkim koncernem. To pięćdziesięcioletnia kobieta, która w ciągu 24 godzin przeżywa chwile załamania, ale jest ogromnie silna. Naraża własne życie, bo miłość nie pozwala jej zrezygnować z walki o syna.
Zaś w tle tej historii jest jeszcze prowincjonalne, amerykańskie miasteczko, gdzie ludzie spotykają się na mszy świętej, ale zwyczajne z pozoru domy kryją niejedną tajemnicę. Świetne, intrygujące kino.
„Mój piękny syn”
reż. Felix van Groeningen
Dystrybucja: M2 Films
Felix van Groeningen, podobnie jak Hedges, opowiadając o uzależnieniu, skupia się na dwóch najbliższych osobach. Na synu, który pogrąża się w nałóg, przechodząc przez kolejne kręgi upodlenia. I na ojcu, który jest dla niego gotowy zrobić wszystko, ale przecież nie jest w stanie go powstrzymać przez staczaniem się. Przez tę gehennę naprawdę przeszli David i Nic Sheffowie. David był znanym dziennikarzem „New York Timesa”, ale nie zauważył, co dzieje się z podrastającym synem dopóki Nic nie zaczął znikać z domu. A wtedy już było na wszystko za późno. Jednak ojciec walczył. I udało się. Dzisiaj obaj utrzymują, że to był cud i starają się przestrzec tych, którzy pierwszy raz zapalają trawkę, a potem – szukając nowych doznać czy próbując pokonać kolejne lęki – przerzucają się na coraz silniejsze narkotyki. David napisał książkę „Mój piękny syn” Nic - „Na głodzie”.
W filmie van Groeningen przygląda się ojcu i synowi z prawdziwą wnikliwością. I znów, jak w przypadku „Powrotu Bena”, na wyżyny wznoszą tę opowieść aktorzy. Timothee Chalamet jako Nic z uroczego, zdolnego cherubinka zamienia się w strzęp człowieka, który leży zarzygany i nieprzytomny w publicznym kiblu. Znakomity Steve Carrel jako David - dręczony przez poczucie winy i rozpacz, gotowy jest na wszystko, żeby ratować syna, a przecież zdaje sobie sprawę, że niewiele zrobi, jeśli Nic sam nie będzie chciał żyć. Prawda tego filmu naprawdę poraża.