Ukazało się bowiem ostatnio sporo znakomitych tytułów. W dzisiejszym numerze „Rzeczpospolitej" piszemy o wydanych z okazji 90-lecia Warner Bros filmach z archiwum tej wytwórni — od „Przeminęło z wiatrem" aż do współczesnych hitów, z otwierającym w tym roku festiwal canneński „Wielkim Gatsby'm" Baza Luhrmanna na czele. Ale bardzo gorąco polecam też inne tytuły z „wyższej" półki. Filmy, które dobrze mieć w domu, żeby czasem do nich wrócić.
• „Czas Apokalipsy. Powrót" Francisa Forda Coppoli — przygotowane przez Kino Świat wydanie kolekcjonerskie z dwiema wersjami filmu — tą, która trafiła na ekrany w 1979 roku oraz tą, którą Coppola zaprezentował w 2001 roku, dłuższą o 49 minut.
Coppola opowiedział historię komandosa Willarda mającego na zlecenie armii wykonać wyrok śmierci na Kurtzu, bohaterze wojny wietnamskiej, który przeszedł przez piekło i — szalony — na granicy Kambodży, założył własne imperium. To w gruncie rzeczy nie był film o Wietnamie, jak wówczas wszyscy pisali, lecz o amoralności wojny i kłamstwie propagandy.
Coppola, opromieniony sławą po „Ojcu chrzestnym", zaryzykował dla „Czasu Apokalipsy" swoją pozycję i fortunę. Przeszedł gehennę. Po kilku dniach zdjęć Harveya Keitla zastąpił w roli Williarda Martin Sheen, Kurtz — Marlon Brando roztył się niemiłosiernie, ekipa w dusznym klimacie Filipin słaniała się z wycieńczenia. Tajfun zniszczył dekoracje warte 300 tys. dolarów, okres zdjęciowy wydłużył się z 4 do 15 miesięcy, a budżet filmu wzrósł z 12 do 31 mln dolarów. Coppola wydawał się bankrutem, a w Hollywood szeptano, że nie daje sobie rady z nakręconym materiałem. I rzeczywiście — pierwsza wersja „Czasu Apokalisy" miała ponad 8 godzin, druga — 6. W końcu jednak film powstał. Zdobył Złotą Palmę w Cannes i dostał 8 nominacji do Oscara.
Po 21 latach Coppola przygotował wersję reżyserską filmu, dłuższą niemal o godzinę. Dodał dużą sekwencję na francuskiej plantacji, utopioną w oparach opium scenę uwodzenia Sheena przez Aurorę Clementi i obiadu, zakończonego pytaniem francuskiego patriarchy: „Dlaczego my tu tkwimy? Bo walczymy o jedność naszej rodziny. Wy, Amerykanie walczycie o największe zero w historii".