„Mój Boże" – wzdycha po polsku Marion Cotillard w filmie Jamesa Greya „Imigrantka". Aktorka rozmawia też w naszym języku z filmową siostrą, wujostwem i innymi kobietami, które przybyły do Ameryki z Polski.
Przypominamy rozmowę z Marion Cotillard
Podróż dziadków
– Jestem potomkiem rosyjskich emigrantów – mówi reżyser. – Dziadkowie opowiadali mi o podróży, jaką na początku XX wieku odbyli z Rosji do Ellis Island, gdzie mieściło się centrum przyjmowania emigrantów, i o życiu na Lower East Side w Nowym Jorku. Mój dziadek nigdy nie nauczył się angielskiego, babka kupowała na zimę worek kartofli.
Wyjechali z Ukrainy za chlebem, ale mieli sentyment do dawnej ojczyzny. – Zachowali w sobie słowiańską melancholię, którą chyba po nich odziedziczyłem – dodaje James Grey. – A tamten czas zawsze mnie fascynował. Myślałem, że to świetny materiał na film. Wśród wspomnień dziadka było i to o dziwnym facecie, który kręcił się po Ellis Island i rekrutował kobiety do burdelu. Postanowiłem opowiedzieć o jednej z jego ofiar. O kobiecie, która do spełnienia swego marzenia musi iść drogą, jaką sama się brzydzi.
„Imigrantka" jest historią młodej kobiety. W 1921 r. schodzi ze statku na „ziemię obiecaną". Zapytana przez urzędnika, czego szuka w Stanach, Ewa Cybulska odpowiada: ?– Chcę być szczęśliwa. Ale szczęście tu na nią nie czeka.