Karolina Wigura: Podczas gdy wszyscy rozmawialiśmy w ostatnich dniach o aferze taśmowej, w Poznaniu z afisza zniknął kontrowersyjny „Golgota Picnic". Omawianie ujawnionych nagrań zajęło w mediach tak wiele czasu, że prawie straciliśmy z pola widzenia równie aktualne pytanie o granice wolności sztuki.
Agnieszka Holland:
Obie sprawy są powiązane. Afera z taśmami była politycznie bardzo istotna, bo stwarzała możliwość zmiany rządu, zanim to by się normalnie odbyło według demokratycznego kalendarza. Postawiła też pytania o kondycję polskiej polityki i polityków oraz – co sygnalizowano już podczas afery Wikileaks – o konsekwencje ujawniania tajemnicy. Tylko w nieco innym wymiarze niż sprawa Juliana Assange'a – tam chodziło o upublicznienie działań oficjalnych, a tu de facto o prywatne rozmowy. Niektóre z nich są bardziej oburzające, inne mniej – ale generalnie fakt, że państwem rządzi „anonimowy nagrywacz", buduje w polityce zupełnie nową jakość.
„Spisek kelnerów", „biznesmen z mikrofonem w teczce"... Co ta kwiecista retoryka tak naprawdę mówi o sferze publicznej w Polsce?
Zasadnicze pytanie dotyczy tutaj roli mediów. Czym jest „czwarta władza" w tej nowej sytuacji: „oazą wolności", przez którą płynie prawda objawiona o społeczeństwie i polityce, czy też „pożytecznym idiotą", który uwiarygadnia czyjeś – być może przestępcze – działania?