Luksusowy francuski kurort. Fotograf robi zdjęcie szwedzkiej rodzinie, która przyjechała tu na zimowe wakacje. Góry, śnieg, świetne kombinezony, narty, uśmiechy.
A potem wspólny obiad w górskim ski-barze. I lawina. Biały pył, który przysypuje taras. Całkowita mleczna mgła. Matka szuka dzieci, krzyczy, przyciąga je do siebie. Ojciec łapie ze stołu komórkę i ucieka. To moment. Biały pył opadnie, nie ma ofiar.
Wieczorem, w czasie kolacji ze znajomymi, wszystko wraca. Thomas jakby wyparł całe zdarzenie z pamięci. Wspomina je jak przygodę. Ebba nie. Nagle zdaje sobie sprawę, że człowiek, z którym żyje, zawiódł ją. Po prostu czmychnął, w jednej chwili zniknął. Ratował tylko siebie.
Tej myśli nie da się z siebie wyrzucić. Ona wraca. W rozmowach małżonków, w czasie spotkań z przyjaciółmi. Staje się niemal obsesją. Mężczyzna sytuację bagatelizuje, dla kobiety staje się ona coraz ważniejsza. Przypominają się szczegóły.
Tak naprawdę nie było wielkiego zagrożenia. Biała ściana zatrzymała się przed tarasem restauracji. Ale mgła wydawała się końcem świata. Kobieta chce wiedzieć, dlaczego wtedy nie było obok niej męża. Chce usłyszeć słowo „przepraszam", czeka na jego przyznanie się przed sobą samym, że coś było nie tak. Dla Ebby oznacza to przecież utratę zaufania do człowieka, z którym spędza się życie.
Ostlund serwuje widzom psychodramę. W czasie wakacyjnego wypadu w góry atmosfera zagęszcza się coraz bardziej. Dzieci wyczuwają rosnące napięcie. „Boję się, że się rozwiedziecie!" – krzyczy mały synek. Nic nie zostało ze szczęśliwej rodziny uwiecznionej na zdjęciach, które robił spotkany w górach fotograf.
„Turysta" to wiwisekcja małżeństwa, ale też opowieść o degradacji tradycyjnych wzorców mężczyzny i kobiety, o pokoleniu, które nie przywykło do brania odpowiedzialności za inne osoby, nawet te najbliższe. Ale też i o uświadomieniu sobie własnych słabości, odpowiedzi na pytania, kim jestem i co jest dla mnie ważne.