Najpierw Fortis, teraz Dexia. Belgijski system bankowy może mówić o pechu, bo to jego flagowe instytucje stały się pierwszymi ofiarami europejskiej fali globalnego kryzysu. Po tym, gdy rządy Belgii, Holandii i Luksemburga zdecydowały w niedzielę o wpompowaniu ponad 11 mld euro w chwiejący się Fortis, już w nocy musiały podjąć kolejną pilną decyzję. Tym razem Bruksela skoordynowała swoją akcję z Paryżem i Luksemburgiem, dzięki czemu Dexia została zasilona kwotą 6,4 mld euro. Ta grupa finansowa specjalizująca się w obsłudze samorządów ucierpiała głównie wskutek strat poniesionych przez jej amerykańską spółkę.
Zasilanie banków państwowymi pieniędzmi może jednak budzić wątpliwości. Sprawę zbada Komisja Europejska, która przekonuje, że o akcjach ratowania belgijskich grup została poinformowana. – Teraz czekamy na oficjalne notyfikacje od rządów i zbadamy wszystkie szczegóły transakcji. Jeśli zawierają one elementy pomocy państwa, to Komisja zbada, czy zasady jej udzielania są zgodne z unijnymi regułami – mówił wczoraj Jonathan Todd, rzecznik Komisji. Ale jednoznacznie wykluczył możliwość zawieszenia ostrych reguł rządzących pomocą państwa w UE na jakiś czas. – One nie są przeszkodą w ratowaniu banków. A zapewniają równe traktowanie wszystkim uczestnikom rynku – przekonywał rzecznik.
Na skutki kryzysu zareagował wczoraj także rząd Irlandii. Zdecydował się gwarantować przez dwa lata wszystkie lokaty sześciu banków, które mają kapitał irlandzki. W najbliższych dniach władze brytyjskie mają podać swój pakiet stabilizujący sektor bankowy, spekulują analitycy. Plany, i to nie tylko przygotowane w Anglii, są potrzebne, bo bankowcy twierdzą, że tak niestabilna sytuacja potrwa rok, a być może i dwa lata.
Rządy ratują poszczególne instytucje, a Europejski Bank Centralny jest bombardowany prośbami o pożyczki. Banki same sobie nie ufają i nie chcą sobie wzajemnie pożyczać pieniędzy. Wczoraj EBC zaoferował bankom 190 mld euro na siedem dni i 30 mld dolarów na jeden dzień.
– Tak naprawdę potrzebny jest globalny bank centralny, który zajmowałby się stabilnością na międzynarodowych rynkach finansowych. Świat niedługo dorośnie do decyzji o stworzeniu takiej instytucji – przewiduje Krzysztof Rybiński, partner w Ernst & Young.