Światowy kryzys i wysoka inflacja sprawiły, że na całym świecie banki centralne obniżają stopy procentowe. Tak samo jest w Polsce. Od czerwca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej obcięła stopy NBP o 2 pkt proc., do 4 proc. I nie jest to ostatni ruch w tym kierunku. Spadek oprocentowania spowodował wzrost cen obligacji skarbowych na giełdzie, co w ostatnim okresie było dla ich posiadaczy źródłem niemałych dochodów.
Na przełomie stycznia i lutego na rynku obligacji zaczęła się korekta. Ceny papierów zmalały, a to spowodowało, że rentowność ich zakupu wzrosła do około 6 proc. (obligacje pięcioletnie). Jeśli przyjmiemy, że zgodnie z oczekiwaniami analityków stopy procentowe dalej będą spadać, to utrzymujące się jeszcze na giełdzie niższe ceny wciąż można wykorzystać do zakupu obligacji, z tym że teraz kokosów spodziewać się raczej nie należy.
[srodtytul]Fundusze stają się lepsze[/srodtytul]
Analitycy twierdzą, że na koniec grudnia główna stopa procentowa NBP zmaleje do 3,25 proc., co ich zdaniem spowoduje spadek rentowności papierów skarbowych do 3,8 proc. (dwulatki), 4,5 proc. (pięciolatki) i 4,6 proc. (dziesięciolatki). To oznacza, że ceny tych papierów na giełdzie powinny wzrosnąć. Jeśli zatem dziś kupimy obligacje po niższych cenach, to zapewnimy sobie rentowność ok. 4 – 6 proc. w skali roku i zyskamy dodatkowo kilka procent na wzroście kursu giełdowego.
Aby partycypować w tych dodatkowych zyskach, musimy kupić obligacje na giełdzie lub jednostki funduszy inwestujących w tym segmencie rynku. Z naszych wieloletnich obserwacji wynikało, że ta druga forma była mniej efektywna, głównie dlatego, że fundusze pobierają prowizje i opłaty za zarządzanie. Ale ostatnio sytuacja się zmienia, co widać na wykresie. Fundusze obligacji potrafią zarobić więcej, niż wynosi zysk z indywidualnych inwestycji. Dodatkowo, wybierając fundusze, unika się problemów z zakupem obligacji na giełdzie, gdzie płynność tych papierów jest nieduża.