[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/morawski/2010/03/02/film-na-czas-kryzysu/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Ten lekki komediodramat opowiada o człowieku wynajmowanym przez korporacje do oznajmiania ich pracownikom: „jesteś zwolniony”. Tłumaczy im, że to traumatyczne przeżycie staje się dla nich nową szansą na sukces. To naturalnie ironia. Słyszy to nawet 57-letni pracownik zwalniany po 20 latach pracy u producenta aut. A w tle rozgrywa się historia romantyczna z jasnym przesłaniem: rodzina, a nie praca, jest najważniejsza!

Sześć nominacji do Oscarów to chyba nie przypadek. Czyżby Amerykanie zaczęli narzekać na stres, na zwolnienia, na częste zmiany pracy, na to, że pracując 12 godzin dziennie, nie mają czasu dla rodziny, że wakacje to luksus? Przecież ich mobilność, nadgorliwa wręcz pracowitość, łatwość przystosowania do nowych warunków i wrodzony optymizm są często uznawane za jeden z filarów sukcesu gospodarczego. Ten film to raczej nie manifestacja lewicowego Hollywood, ale znak nowych czasów: Amerykanie chcą może żyć spokojniej, potrzebują większej opieki państwa.

Może… Ale czy my w Europie, oazie spokoju i bezpieczeństwa pracowników, mamy świętować sukces? Sukces systemu w którym walczy się głównie o to, by pracować jak najmniej i jak najwcześniej przejść na emeryturę? W którym pod hasłami godności pracowników związki zawodowe bronią miejsc pracy, zamykając rynek dla bezrobotnych? W którym konkurencja kończy się tam, gdzie zaczynają się wpływowe lobby – narodowe i korporacyjne? Te i podobne pytania są najbardziej aktualne w Europie Zachodniej, która starzeje się, zastyga w bezruchu i za 20 lat będzie tylko z zazdrością patrzeć na inne regiony. Ale wiele z nich można postawić i w Polsce.

Alberto Alesina i Francesco Giavazzi, dwaj znani włoscy ekonomiści, napisali w książce „Goodbye Europe”, że każdy z modeli gospodarczych – amerykański i europejski – ma wady, ale to Europie, a nie USA, grozi kompletna stagnacja. Może Amerykanie potrzebują chwili refleksji i oddechu. Ale Europejczykom jeszcze bardziej potrzebny jest solidny zastrzyk stresu na wzór amerykański. Szkoda, że nikt nie nakręcił o tym filmu.