Rocznie na świecie sprzedawane są surowe kamienie za ponad 12 mld dol. Po obróbce ich wartość wielokrotnie rośnie. Z raportu firmy Bain & Company wynika, że w ostatnich siedmiu latach cena surowych kamieni rosła średnio o 20 proc. rocznie, a szlifowanych o 9 proc., dlatego są traktowane coraz częściej jako inwestycja.
Tym bardziej że w przypadku złota wielu analityków mówi już o bańce spekulacyjnej, notowania kruszcu są też dość zmienne. Jeszcze we wrześniu uncja kosztowała ok. 1,9 tys. dol., ale na koniec grudnia cena spadła do ok. 1,5 tys. dol. – Obserwując w ostatnim czasie ceny złota i diamentów widzimy, że produkty oferowane jeszcze niedawno kosztowały klienta mniej niż dzisiaj wynoszą koszty ich wytworzenia. Według nas biżuteria z diamentami może być traktowana jako inwestycja w długim okresie – mówi Adam Rączyński, wiceprezes Apartu, lidera rynku biżuterii w Polsce.
Dobre perspektywy widzą też inni. – Ceny szlifowanych kamieni w 2011 r. poszły w górę, obecnie są stabilne, ale można liczyć na dalszy wzrost – mówi Martin Rapaport, prezes Rapaport Group, która reprezentuje ponad 6,7 tys. sprzedawców diamentów z 78 krajów.
W 2011 r. wartość sprzedaży biżuterii na świecie wyniosła 147 mld dol., w tym roku ma wzrosnąć do 156 mld dol. W USA i Japonii za ponad 50 proc. rynku odpowiadają produkty z brylantami. Najwięcej sprzedaje się małych kamieni, ważących poniżej 0,1 karata. Ilościowo to 50 proc. rynku, ale wartościowo tylko 20 proc. Za lokatę kapitału uważane są głównie kamienie większe. Te z ponad 2 karatami ilościowo to jedynie 5 proc. sprzedaży, ale wartościowo aż 50 proc.
– W Polsce handel diamentami jest słabo rozwinięty, przede wszystkim bardzo ograniczony jest rynek wtórny – zastrzega Adam Rączyński. W salonach Apartu zdarzają się transakcje sprzedaży brylantowej biżuterii za ponad 100 tys. zł. Co więcej, w zasadzie każdej wielkości kamień można sprowadzić na zamówienie.