Moskiewski indeks RTS zyskuje (o godz. 14) 1,8 proc. i jest na rekordowym poziomie w historii, podczas gdy inne wskaźniki w regionie notują wzrosty niższe o połowę. Warszawski WIG20 zwyżkuje o 0,9 proc., budapesztański BUX o 0,8 proc., a praski PX o 1,1 proc.
Dobra atmosfera na rynku w stolicy Rosji to prawdopodobnie zasługa zagranicznych inwestorów. Od dawna mówiło się, że świat biznesu czeka na konkretną kandydaturę na prezydenta tego kraju. Duzi gracze, dysponujący miliardami dolarów, chcą tylko jednego: stabilizacji politycznej. Już miesiąc temu bardzo pozytywnie zareagowali na informację o tym, że Władimir Putin będzie kandydował do Dumy z list Jednej Rosji. Była to wskazówka, że obecny prezydent nie odda sprawowanej twardą ręką kontroli nad największym europejskim krajem.
Wprawdzie obrońcy praw człowieka notorycznie wskazują na łamanie zasad demokracji przez obecną administrację, a większość ekonomistów podkreśla, że coraz bardziej zależna od państwa gospodarka jest kolosem na glinianych nogach. Ale w krótkim okresie stabilizacja sceny politycznej oznacza, że ogromne zyski koncernów naftowych i gazowych, wynikające z rosnących cen surowców, pozostają niezagrożone. A strumień petrodolarów płynący do gospodarki wpływa na dobre perspektywy takich sektorów, jak np. banki.
W niedawnym wywiadzie dla agencji Dow Jones jeden z zarządzających znanym funduszem Julius Baer, Rudolph - Riad Younes, stwierdził, że w trudnych i niepewnych czasach na światowych rynkach, inwestycja w rosyjskie akcje może być dobrym zabezpieczeniem przed stratami. — Naszym najbardziej preferowanym rynkiem na 2008 r. jest Rosja. W sytuacji, kiedy ropa kosztuje około 90 dolarów za baryłkę, bardzo mało prawdopodobne jest, że Rosja będzie jednym ze słabiej wypadających rynków — mówił Riad Younes.