Poinformował o tym po wczorajszym spotkaniu z ministrami gospodarki Polski, Łotwy i Estonii w Wilnie szef resortu gospodarki Litwy Vytas Navickas. – Jesteśmy zainteresowani, by ten projekt zrealizować jak najszybciej – dodał wicepremier Waldemar Pawlak.

W Warszawie ma być podpisana umowa o powołaniu spółki, która zajmie się przygotowaniem projektu inwestycyjnego. Polska obiecała Litwinom, że budowa mostu energetycznego między Litwą i Polską ma być zakończona najpóźniej w 2018 r. Pierwszy odcinek, łączący Ełk z litewską Olitą, powinien być gotowy do 2012 r.

Dotychczas zwlekaliśmy z podpisaniem takiej umowy. Początkowo miało się to odbyć w lipcu 2007 r., potem w październiku. Polska wiązała rozpoczęcie budowy mostu z żądaniem 1000 – 1200 MW z nowej elektrowni atomowej, budowanej w Ignalinie. – Na te sprawy trzeba patrzeć elastycznie, nie musimy się trzymać warunku dotyczącego takiej czy innej pozycji, jeśli chodzi o moc elektrowni – przyznał Waldemar Pawlak. Zaznaczył jednocześnie, że strona polska „liczy na satysfakcjonujący udział zarówno w przedsiębiorstwie budowy elektrowni, jak też w pozyskiwaniu mocy elektrycznej”. – Jeżeli badania ochrony środowiska zezwolą na siłownię o mocy do 3400 MW, żądanie strony polskiej pozyskania 1000 – 1200 MW mogą być spełnione – stwierdził premier Litwy Gediminas Kirkilas.

Według wstępnych szacunków budowa samej linii będzie kosztować ok. 250 mln euro. Aby zintegrować energetyczne systemy obu krajów w polskie sieci trzeba zainwestować kolejnych 600 mln euro, a na Litwie – ok. 100 mln euro. Tyle że teraz kłopoty z budową mostu mogą pojawić się po stronie litewskiej. W miniony piątek tamtejszy Sejm przyjął nowelizację ustawy o narodowym inwestorze (spółka Leo LT), który zajmie się budową mostów energetycznych do Polski i Szwecji oraz nowej elektrowni atomowej.

Opozycja wezwała prezydenta Valdasa Adamkusa, by zawetował nowelizację. Zarzuca, że w Leo LT zbyt duże wpływy będzie miał prywatny koncern NDX Energia (rząd ma mieć 61,7 proc. udziałów, a NDX 38,3 proc.). Prezydent ma na to 10 dni. Gdyby doszło do weta, ugrupowania, które poparły nowelizację, nie będą miały wystarczającej liczby głosów, by je odrzucić.