NBP jest gotów poprzeć strania rządu o przedłużenie dostępu do środków z MFW, ale nie swoim kosztem. W komunikacie zarządu NBP opublikowanym we wtorek późnym popołudniem stwierdzono, że jeśli rząd chce uzyskać dostęp do pieniędzy funduszu, to bank będzie "pełnić wyłącznie funkcję agenta finansowego rządu".

Poprzednia umowa w sprawie linii kredytowej wygasła 5 maja, jednak rząd nie skorzystał w ciągu roku z udostępnionych przez MFW 20,5 mld dol.

Co oznacza najnowszy komunikat NBP? „Brak zobowiązania NBP do uiszczenia na rzecz Międzynarodowego Funduszu Walutowego tzw. opłaty za gotowość" – stwierdził bank centralny. W ubiegłym roku za dostęp do elastycznej linii kredytowej NBP zapłacił nieco ponad 50 mln dolarów (wtedy ok. 180 mln zł).

Wiceprezes NBP Witold Koziński kilka dni temu uzależniał poparcie banku dla ewentualnego wniosku resortu finansów od poniesienia kosztów przez budżet. Argumentował, że z punktu widzenia finansów państwa miałoby to neutralne znaczenie. Gdyby za dostęp do pieniędzy z MFW płacił bank, to zmniejszyłby się jego tegoroczny zysk, a tym samym niższa byłaby przyszłoroczna wpłata NBP do budżetu. – Środki z MFW powiększają rezerwy walutowe. Są w dyspozycji NBP i to on powinien za nie zapłacić – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Ale wiadomo też, że Ministerstwo Finansów jest w tej sprawie skłonne do kompromisu.

Miałby on polegać np. na tym, że resort ponosiłby koszty obsługi faktycznie wykorzystanego kredytu, a także mógłby zapłacić MFW tę część prowizji za gotowość, która dotyczyłaby wykorzystanej kwoty. NBP argumentował, że dostęp do pieniędzy z MFW nie jest obecnie potrzebny, bo rezerwy walutowe zwiększyły się przez ostatni rok o kwotę porównywalną z linią kredytową. W końcu kwietnia wynosiły 88,6 mld dol. Bank wskazywał też, że ma – za darmo – dostęp do 10 mld euro z Europejskiego Banku Centralnego. – Biorąc pod uwagę obecną sytuację w strefie euro, jest rzeczą jak najbardziej rozsądną posiadanie asekuracji z MFW – podkreśla Jankowiak.