Tę nieudolność i prowizorkę potwierdza sposób, w jaki przyznawane są licencje na poszukiwanie, a w efekcie także i wydobycie gazu w Polsce. W celach licencji powinno być ujęte przyznanie ich w taki sposób, aby uzyskać jak najbardziej efektywny i produktywny rozwój zasobów, aby państwo było jak najwięcej w stanie ściągnąć z producentów w podatkach i innych opłatach (opłaty licencyjne, dzierżawa, tzw. royalty). To decyduje, ile dany kraj będzie miał korzyści z licencjonowanych do wydobycia przez prywatne podmioty złóż naturalnych i czy w efekcie będzie „Norwegią”, „Turkmenistanem” czy też „Gwineą Równikową”.
W ekonomii wolnorynkowej sprawdzoną metodą jest konkurencja. Dlatego każda licencja przyznawana powinna być w wolnorynkowym przetargu (w ramach tzw. regularnych rund licencyjnych), w którym głównym kryterium jest intensywność i efektywność programu poszukiwawczo-rozwojowego, które zwiększa szanse znalezienia gazu i lepszego rozwoju. Ponadto licencja nie powinna być przyznawana tylko zwycięzcy. Oprócz zwycięzcy, który otrzymałby znaczny udział w złożu (np. 51 proc.) i z reguły operatorstwo, dodatkowo od dwóch do czterech firm otrzymałoby także udziały.
Tego rodzaju struktura zapewnia znacznie bardziej efektywny rozwój złoża, ponieważ udziałowcy automatycznie muszą się dzielić swym operacyjnym i technologicznym „know-how” i patrzą sobie na ręce. Co więcej, w przypadku jednego posiadacza licencji całkiem realna jest niezbyt czysta gra wobec państwa (np. w przypadkach konfliktów czy problemów rozwojowych, tak częstych w działalności wysokiego ryzyka jakim jest poszukiwanie i wydobycie gazu ziemnego). Jest to zupełnie naturalna skłonność ochrony własnego interesu, która w przypadku potężnych firm może być bardzo skuteczna. W przypadku kilku posiadaczy licencji, taka gra jest znacznie utrudniona, bowiem wymagałaby konspiracji kilku podmiotów, które de facto są konkurentami.
Strategia przyznawania jednej licencji więcej niż jednemu podmiotowi ma jeszcze jeden bardzo istotny aspekt w tak ryzykownej i kapitałochłonnej dziedzinie jaką jest poszukiwanie i wydobycie gazu ziemnego. Cechą licencji jest to, że jedne okażą się pełne gazu, inne mniej, a jeszcze inne wręcz puste. W przypadku przyznawania jednej licencji jednemu podmiotowi jest spora szansa, że niektóre firmy okażą się zwycięzcami, a inne podniosą porażkę. W takiej sytuacji, w średniej i długiej perspektywie, konkurencyjność znacząco spadnie.
Co więcej, mniejsze i średnie firmy często nie są w stanie wziąć na siebie ryzyka jednej całej licencji, natomiast są przygotowane, by wziąć mniejsze udziały w kilku licencjach, rozkładając w ten sposób ryzyko. Udział tych firm jest istotny ponieważ zwiększa ilość graczy na rynku. Udzielanie jednej licencji kilku podmiotom rozkłada ryzyko między nimi i tym samym wpływa na zapewnienie długoterminowej konkurencyjności.
Tymczasem w Polsce licencje przyznawane były z wolnej ręki przy wręcz minimalnych zobowiązaniach prac i w dodatku tylko jednemu podmiotowi. W efekcie jest spore niebezpieczeństwo, że za kilka lat Polska będzie zdominowana przez jedną lub dwie gigantyczne firmy (bo tylko takie są w stanie brać duże ryzyko w ramach dużego portfolio inwestycji), które będą na państwie wymuszać jak najlepsze dla siebie warunki. Jednak jeszcze gorszym od tej choroby byłoby na nią lekarstwo, aby licencje w ogóle przestać przyznawać.