Od początku roku warszawska giełda na tle innych światowych rynków, zarówno rozwiniętych, jak i wschodzących, do których się zalicza, prezentuje się słabo. WIG20 spadł prawie o 4 proc., co plasuje go wśród najgorzej radzących sobie wskaźników na świecie. W tym czasie giełdy krajów rozwiniętych zyskały średnio ponad 5 proc.
Mimo obserwowanego od początku roku odpływu pieniędzy z giełd wschodzących w krajach takich jak Rumunia, Węgry czy Czechy indeksy są nad kreską. Giełda warszawska wyraźnie od nich odstaje, choć biorąc pod uwagę bieżące i oczekiwane przez analityków wyceny akcji, większych różnic między nimi nie widać.
Skąd zatem bierze się ta niemoc? Niewykluczone, że powodem jest trwające zamieszanie wokół OFE. Inwestorzy zagraniczni, którzy tak chętnie kupowali akcje w ubiegłym roku, od kilku tygodni przyjmowali postawę wyczekującą, stąd okres konsolidacji na rynku.
W minionym tygodniu coś pękło i indeks wbrew ogólnoświatowej tendencji powędrował w dół. Biorąc pod uwagę fakt, że krajowe fundusze inwestycyjne w styczniu zanotowały odpływ środków, nie ma się co dziwić, że giełda radzi sobie tak słabo. W piątek na GPW mieliśmy lekkie odreagowanie, ale wciąż WIG20 znajduje się na bardzo niebezpiecznym poziomie, którego przełamanie może przedłużyć złą passę.
W ubiegłym tygodniu o wiele lepiej radziły sobie będące w niełasce inwestorów giełdy azjatyckie i południowoamerykańskie. Mocno zdrożały akcje w Indiach, choć już w piątek kolejne doniesienia o korupcji związanej z przyznawaniem licencji telekomunikacyjnych pociągnęły giełdę w dół.