Elektryzująca całe Stany Zjednoczone transakcja przejęcia T-Mobile przez AT&T ma swoje implikacje także dla Polski.

Gdzie Rzym, a gdzie Krym, można by zapytać? Tu 45 mln kart SIM, tam dobrze ponad 200 mln. Tu ARPU 15 dol, a tam 50 dol. Tu PKB na głowę 18 tys. dol, a tam 46 tys. dol. Ale są przecież rozliczne czynniki spinające oba rynki. Jeden z nich nazywa się Deutsche Telekom. Ten szybko i bez wahania szczepi nowe pomysły w różnych krajach.

Niemiecki koncern, zdaje się, pchnął pierwszą kostkę domina na skalę globalną. Tempo w jakim konsoliduje i zwija biznesy jest imponujące. Po utworzeniu Everything Everywhere w Wielkiej Brytanii, rozpoczął wraz z France Telecom integrację sieci w Polsce. Teraz przyszła transakcja AT&T, która jednak nie oznacza radykalnego wycofania się z amerykańskiego rynku. Z 8-procentowym udziałem DT będzie największym udziałowcem amerykańskiego operatora, co oznacza także wpływ na jego operacyjne działania, jeżeli tylko DT będzie chciało. To dosyć unikalny model partycypacji inwestora branżowego w komórkoweym rynku.

Każda z trzech dróg przedsięwziętych przez DT ma swoją specyfikę. Pewnie jeszcze sam Rene Obermann nie wie, która najlepiej posłuży kierowanej przez niego firmie. Najbliższe lata to dla DT czas testów. Kluczowe będą doświadczenia z brytyjskiego rynku, gdzie przyjęto w sumie najtrudniejszą drogę: głęboką współpracę z dużym partnerem. Jeżeli tam się powiedzie, to jestem dziwnie pewien, że współpraca Polskiej Telefonii Cyfrowej i PTK Centertel nie ograniczy się do współdzielenia sieci. Bo czemu nie skorzystać z dobrych doświadczeń? A jeżeli Orange i Era (a raczej już T-Mobile) zintegrują się głębiej, to czy obojętny będzie mógł pozostać Polkomtel, Play, Cyfrowy Polsat...? Już dzisiaj nie są obojętne. Przemiany w dużych firmach trwają długo, ale cierpliwy się ich doczekają. Bodaj, czy nie jednej sieci dostępowej i 2-3 operujących na nich firm po 7-8 markami.

Przykłady idą z zza oceanu i z mniej odległych krain także.