Przez ostatnie dwa lata giełdowi inwestorzy nie mieli łatwego życia. Na początku inwestycji, w sierpniu 2010 r., akcje były jeszcze w silnym trendzie wzrostowym, który załamał się w maju następnego roku. W efekcie, dwuletni bilans inwestycji jest zdecydowanie niekorzystny dla posiadaczy tych papierów. Część strat zniwelowały wypłacane dywidendy, jednak ogólny obraz rynku w tym okresie jest zły. Zdecydowanie lepiej radziły sobie obligacje i fundusze papierów skarbowych, gdzie zyski niejednokrotnie sięgały kilkunastu i więcej procent.
W ostatnich dniach ukazał się raport banku Morgan Stanley, który obniżył wyraźnie prognozę wzrostu PKB w Polsce w 2013 r. z 3,6 proc. do 2,1 proc. W podobnym tonie wypowiadał się też przedstawiciel Ministerstwa Finansów, który przyznał, że założenia makroekonomiczne na przyszły rok zostaną obniżone. Sądząc jednak po reakcji giełdy, a właściwie jej braku, wydaje się, że spadek tempa wzrostu gospodarczego rynek już wliczył w ceny akcji.
Giełdzie nie szkodzą też coraz słabsze dane z głównych europejskich gospodarek (Niemcy, Włochy, Wielka Brytania). Obserwując giełdowe notowania, można odnieść wrażenie, że musiałoby dojść do prawdziwego kataklizmu, na miarę upadku Lehman Brothers w 2008 roku, aby doprowadzić do załamania indeksów. To pozwala w miarę optymistycznie patrzeć w przyszłość. Takim optymistą jest Konrad Łapiński zarządzający Total Fiz.
– W mojej opinii na najbliższe dwa lata najciekawszą klasą aktywów są akcje spółek giełdowych. Nie zdziwiłbym się, gdyby dały one w tym czasie stopę zwrotu na poziomie mocnych kilkudziesięciu procent. Podstawowe wskaźniki opisujące poziom cen akcji, czyli cena/zysk na poziomie 9 i cena/wartość księgowa na poziomie 0,9 dla polskiej giełdy, są zdecydowanie poniżej średnich z ostatnich 20 lat. Czynnikiem przemawiającym za tym, że obecnie mamy okres akumulacji przed wybiciem w górę, może być zachowanie inwestorów z zasobnymi portfelami w okresie ustalania prawa do dywidend. Jak wiadomo, indeks WIG20 nie uwzględnia wypłat z zysku, w związku z tym każde odcięcie dywidendy powoduje ruch tego wskaźnika w dół (szczególnie widoczne było to przy odjęciu dywidendy z akcji KGHM). Mimo to inwestorzy nie pozwolili, by wskaźnik spadł poniżej poziomów wsparcia, co mogłoby wywołać falę wyprzedaży – mówi Łapiński. Zwraca też uwagę na zjawisko zniechęcenia i rezygnacji wśród inwestorów giełdowych, co również zachęca do kupowania akcji. W jego ocenie powrót na szczyty z 2007 roku (66 tys. pkt dla WIG) jest bardzo prawdopodobny, przy czym może on wymagać odrobiny cierpliwości. – Być może trzeba będzie czekać do 2014 roku – dodaje Łapiński.
Na rynku obligacji wciąż mamy minihossę. Inwestorzy zagraniczni chętnie kupują nasze papiery skarbowe, a to oznacza, że w dobie zawirowań w strefie euro traktują nasz kraj jako swego rodzaju bezpieczną przystań. W ocenie części analityków, choć rentowności polskich obligacji są na rekordowo niskich poziomach, to istnieje potencjał do dalszej zwyżki notowań, a tym samym poprawy wyników funduszy obligacji. Argumentem za tym może być zachowanie Rady Polityki Pieniężnej, która prawdopodobnie będzie musiała uporać się ze słabnącą gospodarką, obniżając stopy procentowe.