W styczniu wskaźnik rocznej inflacji osiągnął rekordowo niski poziom 1,7 proc. Ostatnio ceny w tak wolnym tempie rosły w wakacje 2007 r., a więc prawie sześć lat temu.
Przy tak niskim poziomie inflacji należy spodziewać się, że Rada Polityki Pieniężnej będzie obniżać stopy procentowe. Tym bardziej, że mamy znaczne spowolnienie gospodarcze, z którym walczy się również w ten sposób.
Dziś podstawowa stopa procentowa NBP wynosi 3,75 proc., ale ekonomiści przewidują, że mniej więcej do połowy tego roku może zostać obniżona do 3–3,25 proc. Zmianom tym będzie towarzyszyć redukcja oprocentowania obligacji skarbowych i depozytów bankowych.
Jeszcze w lipcu ubiegłego roku mieliśmy 4 proc. inflacji. Od tamtego czasu jej wskaźnik spadł przeszło o połowę. Powoduje to, że teraz zupełnie inaczej należy spojrzeć na nasze inwestycje. Prawdziwym zyskiem, jaki przynoszą, jest tylko to, co przewyższa wskaźnik inflacji.
Zatem o ile w lipcu dochodowymi można było nazwać depozyty, których oprocentowanie przekraczało 4,93 proc. w skali roku (czyli na 4 proc. po odjęciu 19-proc. podatku Belki), o tyle teraz warto zainteresować się inwestycjami o rentowności powyżej 2,1 proc. (1,7 proc. po odjęciu podatku). Zważywszy, że dziś większość depozytów terminowych jest oprocentowana powyżej tej granicy, wydawałoby się, że sytuacja oszczędzających jest bardzo dobra. Ale nie jest to do końca prawda.