Enrico Letta przyleciał w czwartek do Warszawy. To już piąta stolica Europy, którą odwiedza od przejęcia władzy zaledwie dwa tygodnie temu. I wszędzie przekonuje do tego samego: zbudowania w Unii koalicji państw, które są przeciwne forsowanej przez Angelę Merkel strategii zaciskania pasa.
Kraje południa Europy od dawna bezskutecznie sprzeciwiały się postulatom Berlina. Ale tym razem bunt chyba się uda.
– Letta ma asa w rękawie: największy, poza Stanami Zjednoczonymi i Japonią, dług na świecie. Jeśli inwestorzy dojdą do wniosku, że Włochy tych dwóch bilionów euro nie będą w stanie spłacić, wybuchnie na rynkach panika, która rozsadzi strefę euro, bo nawet Niemcy nie będą w stanie jej opanować. To zupełnie inna skala problemu niż Grecja czy Portugalia – mówi „Rz" Marco Incerti z Center for European Policy Studies (CEPS) w Brukseli.
Berlusconi kieruje z tylnego fotela
Letta stoi na czele egzotycznej i bardzo chwiejnej koalicji łączącej dotychczasowych śmiertelnych wrogów: lewicową Partię Demokratyczną, prawicowy Lud Wolności i centrystów byłego technokratycznego premiera Mario Montiego. Uwikłany w oskarżenia o seks z nieletnią i unikanie płacenia podatków lider Ludu Wolności Silvio Berlusconi może w każdej chwili doprowadzić do upadku rządu. Na razie go popiera, ale w zamian za poluzowanie finansów państwa.
– Samo zaciskanie pasa zabije nas. Polityka na rzecz wzrostu nie może już czekać ani jednego dnia dłużej – obiecał Letta przed głosowaniem nad wotum zaufania dla jego rządu 29 kwietnia.